„– Zjem dzisiaj za Kamila”, „– A ja za Wandę”, „– A ja...” – nie słucham, na pewno nic się nie zmarnuje. Nie w poniedziałek. Przerwa obiadowa. Na stolikach rozłożone koszyki z chlebem, zupa w wazach. Kapuśniak, bardzo lubiany przez dzieci. Wychowawca, 3/2007
Od kilku lat pracuję jako nauczyciel świetlicy. W odpowiedzi na rodzące się potrzeby, powołano w naszej szkole Komisję Socjalną. Jej celem jest organizowanie wszelkiej pomocy materialnej dla uczniów z rodzin ubogich. W naszej placówce funkcjonuje stołówka. Środki finansowe pozyskiwane od sponsorów pokrywają miesięcznie koszt posiłku (zupa, chleb) 30% uczniów. Nauczyciele angażują się w akcje zbiórki żywności, odzieży, szukają sponsorów wycieczek, wyjazdów do kina, teatru, na zieloną szkołę. Liczba potrzebujących tego rodzaju pomocy wciąż wzrasta. Wszyscy są zgodni co do słuszności i konieczności podejmowanych działań. Wydaje się jednak, że jednocześnie z wszelkimi inicjatywami pomocowymi upowszechnia się i ujawnia w sposób rażący postawa roszczeniowego podejścia do życia. Coraz częściej słyszę od dzieci słowa: „przecież mi się należy...”, „...i tak dostanę”, „nie muszę pracować, opieka społeczna mi zapłaci”, itp.
Pomagamy w sposób materialny, staramy się wychowywać ludzi wrażliwych, dobrych i prawych – tymczasem nasza ofiarność i zaangażowanie rodzi przekonanie, że nie potrzeba wysiłku, a droga na skróty jest wystarczająco męcząca. Gdzie tkwi błąd, czy w ogóle możemy mówić o błędzie? Czy pomoc okazana drugiemu człowiekowi jest dzisiaj w stanie wyzwolić w nim poczucie zadowolenia? Na czym polegać ma prawdziwa, pełna pomoc?
Sądzę, że prawdziwa pomoc – to mądra pomoc...
Bezinteresowność, wdzięczność, słowo „dziękuję” – terminy te wyszły dzisiaj z obiegu, wymknęły się niepostrzeżenie. Jako rodzice, nauczyciele, wychowawcy, przypomnijmy ich znaczenie. Otwórzmy drzwi jadalni, gabinetu pedagoga, pokoju nauczycielskiego, fundacji, stowarzyszeń, drzwi domów wszystkich tych, którzy w jakikolwiek sposób wyciągają pomocną rękę. Niech właśnie tam te zapomniane słowa zabrzmią głosem, uśmiechem, miłym gestem, niech popłyną w życzeniach świątecznych, pracach plastycznych dzieci, którym okazano serce. Wskażmy naszym wychowankom, w jaki sposób mogą okazać wdzięczność za chleb, pozwólmy i pomóżmy im powiedzieć „dziękuję”. Uświadamiajmy, że powinni stać się ludźmi, którym bardziej zależy na dawaniu niż braniu. Odkryjmy przed nimi tę wielką tajemnicę, że to właśnie dając – otrzymujemy „...miarą dobrą, natłoczoną, utrzęsioną, opływającą...” [Łk 6, 38].
Katarzyna Dyrcz – nauczycielka w świetlicy w Zespole Szkół Samorządowych w Sułkowicach-Bolęcinie (koło Andrychowa)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.