Internet coraz częściej zastępuje kontakt z drugim, fizycznym człowiekiem, wypierając go z wielu miejsc pracy, ale również z życia codziennego, a niekiedy nawet wyrzuca nas samych z naszego własnego życia, powodując, że wciągnięci w wirtualną przygodę przestajemy funkcjonować w świecie realnym. Wychowawca, 12/2008
Gdy wepchnięci zostaniemy do pociągu życia, pędzącego po chłodnej tarczy zegara, porywa nas ów pęd cywilizacyjny, by zanieść nas do stacji docelowej. Odtąd jak w kalejdoskopie zmieniać się będą obrazy za oknem, ktoś będzie do naszej podróży dołączał, ktoś inny odchodził. Czasem zaabsorbuje nas jakiś obrazek, lecz zaraz pojawi się nowy. Może czasem zrodzi się w duszy jakieś pragnienie – miłości, przyjaźni, życzliwości, lecz nie zdążymy na nie odpowiedzieć, bo oto już coś nowego kusić będzie swoim urokiem.
Zegar podróży wybijać będzie tylko pełne godziny, odmierzające kolejne większe stacje w naszym życiu – dzieciństwo (może pierwsza komunia, a może pierwszy rower), młodość (nowa szkoła, pierwsza miłość), pierwsze lata dorosłości – studia, praca, miłość, sukcesy, porażki, dziecko, itd. Pomiędzy tymi stacjami umyka większość naszej podróży, na tych samych czynnościach, często bezmyślnie wybieranych – na pląsaniu pomiędzy sklepowymi pólkami i złudzeniu wolności wyboru, na tzw. „city surfingu”, czy „clubbingu”, na oglądaniu telewizji czy grach komputerowych albo czatach. I oto pociąg życia mknie dalej, byle prędzej do celu.
Mniejsze stacje przysypiamy na bezsensownych, tymczasowych czynnościach, na zabijaniu czasu, czekamy na coś wielkiego, na tę większą stację, na której „naprawdę czuje się, że żyje”. Czasem tylko przypadek rzuca nas na małe stacje życia. Wyrzuceni z wielkiej machiny, oszołomieni nieznanym zaczynamy spowalniać nasz bieg, słyszeć w ciszy Głos. Albo podnosimy się i szarpani strachem zaczynamy biec dalej na oślep, byle nie wypaść z roli, nie stracić z oczu „globalnej wioski”.
I przychodzi czas, gdy przybywamy do celu – czasem z opóźnieniem sztucznie stymulowanego życia, podenerwowani. Czasem z ogromnym bagażem niespełnionych marzeń i pragnień. Niekiedy ograbieni z człowieczeństwa. A czasem o kilka stacji za wcześnie. I za krótka wydaje się nam podróż, próbujemy targować się o kilka chwil jeszcze, bo za mało poznaliśmy, nie zdążyliśmy nikogo pokochać, nie osiągnęliśmy nic trwałego, co by po nas pozostało, itd. Docieramy jednak zawsze. A gdy okazuje się, że ta podróż zabrała nam zbyt wiele czasu, by żyć, szukamy tego, co całe życie wyrzucaliśmy jako niewygodne poza margines codzienności.
Początki Internetu sięgają końca lat 50. i ściśle wiążą się z celami militarnymi. Z początkiem lat 60. stworzona została naukowa koncepcja sieci komputerowej, która umożliwiałaby szybką wymianę informacji pomiędzy uczelniami. I kiedy w 1969 roku po raz pierwszy z Uniwersytetu w Los Angeles przesłano dane do Stanford Research Instiute w Palo Alto, rozpoczęła się nowa era w komunikacji masowej.
Funkcjonujący odtąd coraz sprawniej Arpanet, w 1983 roku rozdziela się na sieć militarną oraz cywilną czyli Internet. Choć od czasu tego minęło zaledwie dwadzieścia pięć lat, Internet coraz częściej zastępuje kontakt z drugim, fizycznym człowiekiem, wypierając go z wielu miejsc pracy (banki, urzędy, biura, biblioteki, sklepy), ale również z życia codziennego (czaty, randki, porady psychologiczne, itd.), a niekiedy nawet wyrzuca nas samych z naszego własnego życia, powodując, że wciągnięci w wirtualną przygodę przestajemy funkcjonować w świecie realnym.
Jako pozytywne aspekty korzystania z Internetu wymienia się najczęściej:
– szybki, łatwy i wszechstronny dostęp co różnorodnych treści, duże możliwości uczenia się, przyswajania i zdobywania informacji,
– możliwość kontaktowania się w sposób wygodny i szybki, a jednocześnie nie wymagający szczególnego zaangażowania emocjonalnego w proces komunikowania się,
– pomocny w organizacji codziennego życia sposób na płacenie rachunków, zlecanie różnych czynności, kupowanie itd.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.