Nie usypiajmy sumień

Słyszałem już kilka reakcji polskich aptekarzy. Te nagłaśniane przez media świadczyły nie najlepiej o poziomie osobistej świadomości moralnej, ale i o osobistej odpowiedzialności. Jakoś nikt z cytowanych farmaceutów nie zauważył, że chodzi w tym wszystkim o życie ludzi. Przewodnik Katolicki, 11 listopada 2007




Mam przyjaciela-architekta. Kilka lat temu, gdy jeszcze nie był tak wziętym fachowcem, otrzymał duże i dobrze płatne zamówienie. Miał zaprojektować kompleks budynków z przeznaczeniem medycznym. Mój przyjaciel był bardzo rad z tego, że trafił mu się tak dobry kontrakt. Jednak gdy mimochodem powiedziano mu, że chodzi o centrum zapłodnień in vitro coś go tknęło. Przypomniał sobie przez mgłę, że są wokół tego jakieś kontrowersje etyczne: poprosił o czas do namysłu, który wykorzystał na sprawdzenie, w czym tkwi problem i skąd biorą się zastrzeżenia Kościoła do metody in vitro. Zrozumiał, że jest to metoda, w której cierpiący na bezpłodność uzyskują szczęście rodzicielstwa za cenę selekcji ich potomstwa spośród kilku poczętych ludzi; ten jeden wybrany ma szczęście żyć dalej – pozostali giną. Dowiedziawszy się o tym, mój przyjaciel już wiedział, co ma zrobić: wycofał się z tego intratnego kontraktu, wyjaśniając swoje powody. Uznał, że skoro nikt nie może budować swego rodzicielskiego szczęścia za cenę życia niewinnych – to i on nie może utrzymywać swej rodziny za cenę choćby pośredniego uczestnictwa w łamaniu fundamentalnych przykazań Bożych. Przyjaciel uznał, że „nie zabijaj” nakłada czasem szczególne zobowiązania także na architektów.

Przypomniałem sobie tę historię teraz, gdy Ojciec Święty wezwał aptekarzy, aby odmawiali rozpowszechniania środków wczesnoporonnych. Chodzi o środki uniemożliwiające zagnieżdżenie się embrionu, czyli zadomowienie się już poczętego człowieka w organizmie jego mamy. Benedykt XVI wzywa więc farmaceutów do powstrzymania się od udziału w niszczeniu życia. Mówiąc dokładnie: do odmawiania choćby pośredniego udziału w higienicznym niszczeniu życia ludzi, choć fizycznie są tak niepozorni.

Słyszałem już kilka reakcji polskich aptekarzy. Te nagłaśniane przez media świadczyły nie najlepiej o poziomie osobistej świadomości moralnej, ale i o osobistej odpowiedzialności. „To nie moja sprawa, co jest dopuszczone do obiegu w sprzedaży jako leki”; „Jestem katolikiem, ale nie chcę narzucać innym moich przekonań”. Jakoś nikt z cytowanych farmaceutów nie zauważył, że chodzi w tym wszystkim o życie ludzi – i że to jest właśnie taka kwestia, w której od każdego z nas wymaga się, od czasu do czasu, tej odpowiedniej porcji nonkonformizmu. Naprawdę nie trzeba być katolikiem, by to zrozumieć, ale katolicy powinni to rozumieć całkiem dobrze, bo Ewangelia jest dobrym przewodnikiem nonkonformizmu moralnego.


«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...