Muzyka jest jak modlitwa

Brak komentarzy: 0

Z Rafałem Blechaczem, wybitnym pianistą, rozmawia Dominik Górny

publikacja 03.12.2007 16:17

Moje osobiste szczęście polegało na tym, że dużej liczbie osób, których nawet nie znałem, dostarczyłem niezapomnianej radości i przeżyć. One trwają do dziś, bo są efektem mojej naprawdę ciężkiej pracy nad pianistycznym warsztatem. Przewodnik Katolicki, 3 grudnia 2007




Zanim został Pan wirtuozem, jak każdy z nas zasiadał Pan na widowni podczas koncertów innych artystów. Który z nich najbardziej Pan zapamiętał ze względu na jego twórczy kunszt i panującą atmosferę?

– Są dwa takie koncerty. Najbardziej utkwił mi w pamięci recital znakomitego wiolonczelisty Mischa Maisky. Miałem wtedy 12 lat, kiedy przyjechał do Bydgoszczy. Do dziś słyszę w jego wykonaniu trzy suity Jana Sebastiana Bacha, które bardzo mnie urzekły. Drugi koncert miał miejsce w Filharmonii Pomorskiej. Wystąpiły wtedy „Poznańskie Słowiki” ze swoim dyrygentem, profesorem Stefanem Stuligroszem. Chór wykonał „Mesjasza” Haendla. Wtedy po raz pierwszy usłyszałem to dzieło w całości i na żywo.

Czy zgodzi się Pan z myślą, że muzyka, której piękno pozostaje w sercu, jest jak modlitwa?

– Oczywiście, że muzyka może być jak szczera modlitwa. Zdecydowałem wyrażać siebie poprzez muzykę, bo umożliwia mi ona przekazywanie ważnych treści bez nazywania ich wprost. Myślę, że nie tylko publiczność, ale i sam pianista czuje się uszlachetniony samym obcowaniem z pięknem takiego przekazu. Dźwięki w chwili, gdy wybrzmiewają, dostarczają niezwykłych przeżyć i wzruszeń, które chce się zapamiętać na dłużej. Dzięki temu człowiek staje się zdecydowanie lepszy.



Pierwsza strona Poprzednia strona strona 2 z 2 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..