Rzeczywistych problemów, związanych z relacjami izraelsko-palestyńskimi doświadcza się dopiero wtedy, gdy zobaczy się życie konkretnego człowieka i jego problemy. Gdy chodzi o informacje, które docierają do świata, dominacja jest po stronie Izraela, stąd też obraz, który mamy, jest po prostu niepełny. Przewodnik Katolicki, 28 września 2008
Od samego początku tego konfliktu powracają wzajemne oskarżenia z obu stron. Czy da się jakoś ocenić, kto jest winny?
- Jako Izraelczyk, a nade wszystko jako franciszkanin, mówię: wina jest po stronie Izraela i wina jest po stronie Palestyńczyków… Wina jest po stronie tych, co nie potrafią zmienić swojego sposobu myślenia. Każdy ma przecież prawo do tego, by znaleźć dla siebie miejsce na tej ziemi. Pokój musi zatryumfować nad wojną. Nie może być tak, że człowiek jest prześladowany, udręczony tylko dlatego, że ma paszport takiego, a nie innego kraju.
To, co dzieje się w punktach granicznych między Izraelem a Palestyną, zwłaszcza w tym naszym - na drodze z Betlejem do Jerozolimy, nieustannie mnie dotyka i zadaje mi ból. Ludzie otrzymują pozwolenia na wyjazd z Betlejem 2-3 razy w roku; jest ono ważne przez 7 godzin, a 3 godziny osoby spędzają w oczekiwaniu na odprawę, podczas gdy turystów odprawia się w przeciągu kilka minut. Do tego dochodzi sposób traktowania mieszkańców Betlejem, szczegółowe kontrole, często osobiste, które uwłaczają godności człowieka. W takich właśnie sytuacjach nieuzasadnionego, złego traktowania człowieka, objawia się całe nieludzkie oblicze konfliktu.
Widać u Brata niezwykłą wrażliwość na ludzką krzywdę…
- To jest właśnie wynik tych złych doświadczeń. Dochodzą do mnie głosy, że np. jakiś Palestyńczyk jadł trawę, bo nie miał nic innego do jedzenia… Gdy człowiek dowiaduje się o takich sprawach, gdy jest świadkiem takich dramatów ludzkich, patrzy na wojnę zupełnie innymi oczami. Przestaje widzieć politykę w wymiarze dyplomacji, rozmów czy konfliktów pokazywanych przez telewizję, a dostrzega jej wymiar ludzki. W jakimś sensie doświadcza na sobie poniżenia, które łączy z takim, uwłaczającym godności, traktowaniem bliźniego. Przychodzi taki moment, że nie myśli się już z jakiego ktoś jest narodu, jaki ma paszport, tylko co można zrobić dla niego i dla innych, których godność jest tak bardzo poniewierana.
A co można zrobić dla tych, którzy żyją za murem, dla chrześcijan – Waszych parafian i innych, którym parafia pomaga?
- Dziś Betlejem żyje dzięki pomocy z zewnątrz. Jest wielu dobroczyńców. Nieustannie też wspiera nas Kustodia Ziemi Świętej, zapewniając to, co najbardziej potrzebne. Na przykład w naszych szkołach 99 proc. z dwóch tysięcy uczniów nie płaci za naukę. Troska o utrzymanie szkoły spoczywa na parafii, która dzięki otrzymywanej pomocy może tego rodzaju dzieła prowadzić.
W ostatnim czasie udało się też przygotować 60 mieszkań dla młodych małżeństw, bo chcemy, by młodzi ludzie tu pozostali. Wierzymy, że w Betlejem jest przyszłość. Dziś jest bardzo trudno, ale wspólnymi siłami możemy to zmieniać. Tylko trzeba dać ludziom szansę, trzeba im pomóc w stworzeniu odpowiednich warunków życia, by stąd nie uciekli. O to zabiegamy jako franciszkanie, jako parafia w miejscu narodzenia Zbawiciela.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.