Szansa pana Obamy

„Czasem trzeba wszystko zmienić, aby wszystko zostało po staremu” mawiał książę Salina z „Lamparta” di Lampedusy. Przewodnik Katolicki, 18 stycznia 2009



W każdym razie, zdolność radzenia sobie z kryzysem ekonomicznym zarówno w skali amerykańskiej, jak i światowej (bo od prezydenta USA oczekiwane jest objęcie światowego przywództwa w tej dziedzinie) będzie głównym sprawdzianem skuteczności prezydenta Obamy. I nie odkryjemy na razie niczego, bo chyba on sam jeszcze nie wyszedł w sprawach ekonomicznych poza wyborcze banały.

Jeśli nowy prezydent i jego sztab zdołają zaproponować skuteczne instrumenty radzenia sobie z kryzysem, to Barack Obama ma szansę zapisać się w historii. Jeśli nie, powtórzy drogę bardzo inteligentnego, i bardzo źle wspominanego Jimmy’ego Cartera i skończy na jednej kadencji.

Niezwykła kadencja

Ta kadencja będzie i tak czymś niezwykłym. Wybór czarnoskórego kandydata, bez względu na jego przyszłe dokonania, jest bowiem zjawiskiem o charakterze cywilizacyjnym. W czasach Johna Kennedy’ego, u progu lat 60. ubiegłego wieku, rozpoczęto w Stanach Zjednoczonych proces likwidacji podziałów rasowych.

Sam spotykałem za oceanem czarnoskórych Amerykanów, którzy opowiadali, jak to po zmianie jednego stanu na drugi przesiadali się do tylnych rzędów w autobusach, bo obowiązywała segregacja rasowa. W ciągu niespełna 50 lat czarni Amerykanie z roli obywateli II kategorii doszli do tego, że jeden z nich został najpotężniejszym człowiekiem na świecie. Ale również tak zwana polityczna poprawność traci rację bytu. Była ona potrzebna jako narzędzie wspierania uciśnionej mniejszości. Kiedy reprezentant owej mniejszości objął urząd prezydenta, twarda walka o to, by nie mówić o kimś, że jest ciemnoskóry tylko „biały inaczej”, traci sens.

Rzecz jasna, do zmian nie dojdzie natychmiast, ale bez wątpienia wyborcze zwycięstwo Obamy odciśnie się bardzo mocno na mentalności Amerykanów. I nie tylko. Wybór syna kenijskich emigrantów przyjęto z olbrzymim entuzjazmem w Afryce. Ten kontynent, przeżarty nędzą, korupcją i niszczony przez AIDS wydawał się skazany na pełną marginalizację. Reakcja na wybór czarnoskórego prezydenta USA może stać się tak potrzebnym impulsem optymizmu budzącym Afrykę z politycznego i społecznego letargu.

Jeden z niemądrych polskich polityków powiedział, że wybór Obamy to koniec cywilizacji białego człowieka. Otóż wydaje się – skoro mówimy o konsekwencjach natury cywilizacyjnej – że jest dokładnie odwrotnie. Sukces wyborczy czarnoskórego senatora dowodzi siły amerykańskiego mitu i amerykańskiego stylu życia. To właśnie sukces naszej, zachodniej cywilizacji przyłączającej skutecznie bardzo specyficzny i penetrowany długo przez islamistów mikrokosmos Afroamerykanów.

Tak jak sukces wyborczy katolika Kennedy’ego oznaczał rozszerzenie amerykańskiego marzenia poza świat anglosaskich protestantów (tzw. WASP), tak wybór Obamy oznacza sukces a nie porażkę zachodniej cywilizacji, nawet jeśli wiele zachowań przyszłego prezydenta USA przypomnianych w kampanii wyborczej wyglądało na obce standardom obowiązującym osoby piastujące najważniejszy polityczny urząd naszego globu.

W końcowych latach pontyfikatu Jana Pawła II mówiło się często, że jego następcą może być czarnoskóry kardynał. I wydawało się to bardzo prawdopodobne, bo miało stać się szansą na przebudzenie Afryki. Okazało się, że taką szansę stworzyli w większości biali i konserwatywni wyborcy ze Stanów Zjednoczonych.



«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...