Nowe ofiary starej wojny

Ostatnia demonstracyjna rezygnacja Eriki Steinbach z prac rady nadzorującej powstające w Berlinie „muzeum wypędzeń” okrzyknięta została w Polsce jako zwycięstwo naszej strony w od lat trwającym sporze o prawdę historyczną. Wydaje się jednak, że nasz entuzjazm jest nieuprawniony Przewodnik Katolicki, 22 marca 2009



„Znika jeden z problemów w stosunkach polsko-niemieckich”, „Erika Steinbach pokonana”, „sukces polskiej dyplomacji’ – między innymi takie tryumfalne nagłówki można było przeczytać w większości dzienników wydawanych w Polsce. Pretekstem do tak entuzjastycznego tonu stała się decyzja samej Eriki Steinbach o rezygnacji z zajęcia przez nią miejsca, przeznaczonego dla przedstawiciela Związku Wypędzonych, w radzie fundacji, mającej zarządzać „Widocznym Znakiem” – czyli „muzeum upamiętniającym wypędzenia w Europie”.

Zgniły kompromis

Steinbach miała podobno zrezygnować z obiecanego jej związkowi i jej samej miejsca w radzie owej fundacji, po tym jak perswazji wobec szefowej niemieckich rewizjonistów dopuściła się kanclerz Niemiec Angela Merkel. Ta ostatnia doprowadziła do rezygnacji Steinbach, wywiązując się z dyplomatycznych zobowiązań, jakie Polska i Niemcy powzięły wobec siebie w toku rokowań sprzed roku.

W lutym 2008 r. pełnomocnik premiera Tuska ds. stosunków z Niemcami, Władysław Bartoszewski, ustalił z niemieckim federalnym ministrem kultury Berndtem Neumannem, że Polska nie będzie stawiała weta wobec samego faktu powstania w Berlinie tak zwanego Widocznego Znaku, a w zamian za to Niemcy zobowiążą się, że w radzie nadzorczej „Widocznego Znaku” nie zasiądzie kontrowersyjna Erika Steinbach.

Rzeczywiście, w wyniku tego targu kanclerz Merkel, słynącej z zamiłowania do politycznego kompromisu, udało się nakłonić z pozoru nieugiętą Erikę Steinbach do rezygnacji z jej udziału w pracach muzeum. W oświadczeniu, jakie w związku z tym faktem wydał Związek Wypędzonych, któremu Steinbach przewodzi od 11 lat, mogliśmy przeczytać między innymi, że Wypędzeni rezygnują z forsowania kandydatury Steinbach, ponieważ „nie chcą dawać taniego pretekstu, by na ostatniej prostej realizacja ustawy o «Widocznym Znaku» została wstrzymana”.

„Nic nie sprawiłoby większej radości przeciwnikom tej idei” – dodają „wypędzeni”, którzy deklarują jednocześnie, że na miejsce, którego nie może zająć Steinbach, nie wskażą nikogo innego, gdyż „nikt nie będzie im mówił, kogo mają nominować”. Media w Polsce, wraz z częścią polityków, uznały tę sytuację za ogromny sukces i skwapliwie przekonywały, że „po dziesięciu latach nazwisko Steinbach znika z listy problemów polsko- niemieckich”. Tymczasem czołowe niemieckie gazety uczyniły z niechętnej Polsce Steinbach nieomal męczennicę i stwierdziły, że polska strona, krytykując szefową Związku Wypędzonych, dopuściła się wobec niej „politycznego zniesławienia”.

Muzeum kłamstwa

Wydaje się jednak, że hurraoptymistyczne diagnozy polskie są postawione zupełnie na wyrost z innego powodu. Cena bowiem, jaką ostatecznie przyjdzie zapłacić polskiej stronie za wymuszoną rezygnację Steinbach, jest nieporównywalnie większa; jest to zgoda na brak protestu, a właściwie przyobiecanie polskiego milczenia w związku z powstaniem w Berlinie placówki poświęconej wypędzeniom.

Poza polską kontrolą, zaledwie 150 km od naszych zachodnich granic, powstanie bowiem kuriozalna instytucja, w której niespełna 70 lat od zakończenia II wojny światowej będzie się przekonywać kolejne pokolenia młodych Europejczyków, że Niemcy były również ofiarą wojny, że doznały krzywd ze strony takich państw, jak Czechy czy Polska, które dokonały „barbarzyńskich” aktów „wypędzenia” ludności niemieckiej z ziem zamieszkiwanych prze tę ludność od stuleci.






«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...