Poznański Dom Pomocy Społecznej dla Dzieci i Młodzieży Niepełnosprawnej Intelektualnie należy do najbardziej znanych tego typu placówek w Polsce. Od ponad 40 lat ofiarnie prowadzą go siostry serafitki, które nie tylko profesjonalnie opiekują się swymi podopiecznymi, ale także wskazują im drogę do Pana Boga Przewodnik Katolicki, 29 marca 2009
Po domu oprowadza nas jego szefowa, siostra Cecylia Belchnerowska, zarządzająca placówką od półtora roku. Dom Zgromadzenia Córek Matki Bożej Bolesnej (Sióstr Serafitek) w Poznaniu, położony tuż nad Wartą, na terenie dawnej podmiejskiej osady św. Roch, a dziś prawie w centrum miasta, jest dobrze znany większości poznaniaków. Nic dziwnego, skoro jest jedyną tego typu placówką w mieście.
Siostry opiekują się tutaj niepełnosprawnymi intelektualnie dziewczynkami i kobietami w wieku od 3 do 30 lat. Podopieczne najczęściej dotknięte są wrodzonymi wadami genetycznymi, zespołem Downa, autyzmem, dziecięcym porażeniem mózgowym. - W większości przebywają u nas tak zwane dzieci niechciane – opowiada siostra Cecylia. Około 80 procent wszystkich podopiecznych ma rodziców, którzy bądź sami zrzekli się części swych praw do dzieci, bądź prawa rodzicielskie odebrał lub ograniczył im sąd.
Wynika to z różnych powodów – opowiada zakonnica. Część rodziców sama dotknięta jest niepełnosprawnością i po prostu nie potrafi zająć się swoim potomstwem lub nawet zagraża ich życiu i zdrowiu. Inni nie są w stanie zaakceptować choroby dziecka. Jeszcze inni mają świadomość, że nie podołaliby opiece nad dzieckiem z poważnymi dysfunkcjami. Pozostałe 20 proc. to rodzice odwiedzający systematycznie swoje dzieci, zabierający je z okazji świąt i wakacji letnich.
Prawdziwy dom
Siostry doskonale zdają sobie sprawę, że w takiej sytuacji nie mogą ograniczyć swej działalności wyłącznie do opieki fachowej, która jest zresztą doskonale zapewniona, ale przede wszystkim muszą powierzonym ich pieczy dziewczętom stworzyć prawdziwy dom. – Wiele dziewcząt trafia do nas już w trzecim roku życia i pozostają aż do dojrzałości – opowiada siostra Cecylia. Jest oczywiste, że nasz dom jest dla nich całym światem. Tworzymy tu więc prawdziwą, choć nie tę naturalną i pierwotną rodzinę.
U sióstr serafitek jest więc wesoło, jak w każdym, pełnym miłości domu: są baliki, zabawa na świeżym powietrzu, czas na wspólne śpiewanie, gry, rozmowę czy po prostu na przytulenie i kontakt osobisty. Jest też jednak, a może nade wszystko, czas dla Pana Boga. – Staramy się wychowywać dzieci w duchu roku liturgicznego – wyznaje siostra dyrektor. Dzieci uczestniczą w nabożeństwach.
Obecnie podczas Wielkiego Postu: w Gorzkich Żalach czy w Drodze Krzyżowej. Na nabożeństwa zwożone są wszystkie dzieci, także te na wózkach – niesprawne fizycznie. Raz w miesiącu ksiądz kapelan odprawia też Mszę św. w kaplicy Domu, wraz z kazaniem dla wszystkich dzieci, a siostry przygotowują oprawę liturgiczną z udziałem naszych mieszkanek. Nie tworzymy jednak „getta” – mówi pogodnie siostra Cecylia.
Wychodzimy na zewnątrz i jesteśmy obecni w normalnym życiu społeczeństwa. W pozostałe niedziele miesiąca grupa podopiecznych bierze udział w dziecięcej Mszy św. w położonym tuż przy Domu Sióstr Serafitek kościele pw. św. Rocha. - Nikogo to nie dziwi i dzieci z parafii akceptują naszą obecność – wyznaje siostra Cecylia.
Choć 25 lat temu, gdy rozpoczynałam swoją pracę w zakonie, właśnie od opieki nad dziećmi w naszym poznańskim domu, było nieco inaczej – relacjonuje zakonnica. Zdarzało się, że gdy jechaliśmy z dziećmi tramwajem, to mieliśmy wokół siebie metrową wolną przestrzeń. Ludzie po prostu obawiali się naszych podopiecznych. Dziś widać, jak wiele przez to ćwierć wieku się zmieniło.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.