Barbara i Leszek Prusakow poznali ks. Jerzego Popiełuszkę tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego w Polsce. Monika, ich córka, choć nie pamięta ks. Jerzego, zawdzięcza mu nie tylko cudowne uzdrowienie, ale także nieustanną, dostrzegalną opiekę. Przewodnik Katolicki, 12 kwietnia 2009
Historia pierwsza - Leszek
Pierwsze kontakty z ks. Jerzym miały miejsce podczas naszego strajku pod koniec listopada 1981 roku, kiedy studiowałem w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarnictwa, która pozostawała pod patronatem MSW. Nigdy przed strajkiem nie dyskutowaliśmy w niej na temat wiary i Boga, dlatego bardzo zaskoczyły mnie spontanicznie wykrzyczane słowa – chcemy księdza! Ponieważ mieszkałem na warszawskim Żoliborzu, udałem się do kościoła pw. św. Stanisława Kostki, po kapłana. Trafiłem wtedy na ks. Popiełuszkę, przedstawiłem mu sprawę, no i przyszedł. Wówczas wydawał nam się nieco niepozorny i cichy, ale także bardzo sympatyczny i życzliwy.
Nie wiem, jak to się stało, ale znów spontanicznie padło kolejne hasło: spowiedź! Ksiądz Jerzy wziął dwa krzesła i postawił je na końcu auli. Po chwili w kolejce do tego prowizorycznego „konfesjonału” ustawiło się 90 proc. chłopaków, a strajkowało nas czterystu!
To było dla mnie ogromne przeżycie, ponieważ ta niekończąca się kolejka była niezbitym dowodem, że ta PRL-owska „doktrynalnie ateistyczna” szkoła przegrała zarówno z tkwiącą w nas ogromną duchową siłą, jak i potrzebą wewnętrznej odnowy. Ksiądz Jerzy pokornie siedział i spowiadał przez wiele długich godzin. Wtedy po raz pierwszy, dość nieśmiało, dotarła do mnie myśl, że ten kapłan musi mieć w sobie jakiś wyjątkowy dar. W miarę możliwości ks. Jerzy odwiedzał nas dość często, a raczej przedzierał się przez kordony zomowców; jak to robił, pozostanie tylko jemu znaną tajemnicą. Do budynku wciągaliśmy go zawsze tak samo, przez okno za ręce.
Nasz strajk był bardzo ważny dla warszawiaków, którzy tłumnie przybywali pod budynek, nie tylko, by wyrazić swoją solidarność, ale także, by dostarczać nam paczki z reglamentowaną żywnością i papierosami. Pod uczelnią wiernie wspierały nas również nasze dziewczyny i narzeczone. Była to swoista manifestacja społecznych nastrojów, jakie wówczas panowały w kraju. Po pacyfikacji uczelni jakby w naturalny sposób wielu z nas zaczęło spotykać się w mieszkaniu Jerzego, tak bowiem jeszcze podczas strajku kazał nam się do siebie zwracać ks. Popiełuszko.
Historia druga – Barbara
Na początku mojej znajomości z Leszkiem, ze względu na znaczną odległość, jaka dzieliła nasze rodzinne domy, często spotykaliśmy się w kościele pw. św. Stanisława Kostki, który znajdował się pośrodku naszych dróg. Tym bliższe naszemu sercu stały się spotkania u ks. Jerzego. Niestety, z czasem stawały się coraz trudniejsze, mniej kameralne, gdyż sprawy w Polsce przybrały dramatyczny wymiar, a ks. Jerzy nieoczekiwanie znalazł się pośrodku nich.
W tym całym wirze wydarzeń zwróciliśmy się do niego z prośbą o udzielenie ślubu, bo to, że on nam go udzieli, było dla nas sprawą niepodlegającą jakiejkolwiek dyskusji. Ks. Jerzy pobłogosławił nasz związek we wrześniu 1982 roku, później jeszcze nieraz go odwiedzaliśmy i z ogromnym żalem obserwowaliśmy, jak jego życie zamienia się w tytaniczną pracę, której towarzyszyło coraz większe napięcie. Zapraszaliśmy go też do siebie, jednak niezmiennie zawsze stwierdzał, że nie chce nam robić kłopotów, bo wszędzie snuje się za nim UB.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.