Ks. Jerzy dotrzymuje słowa

Barbara i Leszek Prusakow poznali ks. Jerzego Popiełuszkę tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego w Polsce. Monika, ich córka, choć nie pamięta ks. Jerzego, zawdzięcza mu nie tylko cudowne uzdrowienie, ale także nieustanną, dostrzegalną opiekę. Przewodnik Katolicki, 12 kwietnia 2009



Pół roku później podczas intensywnej zabawy nagle dostałam wysokiej gorączki i mdłości. Trafiłam do szpitala z podejrzeniem o wstrząśnienie mózgu. Znowu szybko wyszłam ze szpitala, jednak po krótkim czasie zaczęłam lekko utykać na nogę i pojawił się problem z utrzymaniem moczu.

Mój stan systematycznie się pogarszał. Ponieważ pochodzę z lekarskiej rodziny, „po znajomościach” odwiedzaliśmy niemal wszystkie gabinety ówczesnych sław medycznych. Niestety, żaden z nich nie umiał postawić diagnozy. W końcu rodzice usłyszeli, że na pewno mam guz mózgu lub jakiś nowotwór rdzenia kręgowego.

Rodzice nieustannie modlili się do ks. Jerzego, żeby mi pomógł, przecież mi to obiecał… Nikt jednak mojego stanu zdrowia nie wiązał z wypadkiem, jakiemu uległam wcześniej. Była też w tym duża moja wina, bowiem nie powiedziałam o nim całej prawdy. Dopiero w szpitalu na Bielanach podczas specjalistycznego badania płynu rdzeniowo-mózgowego przyznałam się, że spadłam na szklarnię. W ogródku u sąsiadki goniłam kotka, a finał tej pogoni miał miejsce na dachu starej szklarni, który pod moim ciężarem zawalił się.

Doskonale pamiętam, że w czasie spadania energicznie zasłaniałam się przed sypiącym się szkłem. Ręce odruchowo wyciągałam ku górze i nagle poczułam, że ktoś je chwyta i wyciąga mnie z tej pułapki… to był ks. Jerzy. Do domu wróciłam tą samą drogą, jaką trafiłam do nieszczęsnej szklarni.

A przecież z ludzkiego punktu wiedzenia było to niemożliwe, gdyż jak później się okazało, szklarnia była zamknięta od zewnątrz, ponadto miała ponad dwa metry wysokości. Tam właśnie w mój rdzeń kręgowy wbił się kawałek szkła, z którym normalnie funkcjonowałam prawie rok czasu, a przecież z punktu widzenia medycznego w najlepszym wypadku powinnam była być sparaliżowana od pasa w dół…

Moją operację filmowano, ponieważ byłam pierwszą pacjentką w kraju, której z rdzenia kręgowego wyjmowano ciało obce. Po operacji tata spytał mnie, co z niej pamiętam, opowiedziałam, że doskonale pamiętam zielone kafle w sali, zielone fartuchy lekarzy i pielęgniarek, a także zielone maski, jakie mieli na twarzach, tylko ksiądz, który przy mnie siedział i trzymał mnie za rękę, był w czarnej sutannie.

Doskonale pamiętam to do dziś, ks. Jerzy był i pochylał się nade mną. Nie mogłam tego wymyślić, miałam przecież tylko pięć lat. Profesor Tylman po operacji powiedział rodzicom, że dziękuje im za taki „cudowny przypadek”. Gdy zapytali, jak przebiegała operacja, stwierdził – była niezwykła, tak jakby cały czas ktoś prowadził moją rękę.

Dokumentacja z całego zdarzenia została dołączona do akt beatyfikacyjnych ks. Jerzego. Ale to nie jedyne w moim życiu cudowne wstawiennictwo mojego duchowego ojca.


«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...