Teraz ważniejsze stało się, aby nic nie wiedzieć. Żeby o śmierci, starości, chorobach nie mówić, bo to brzydkie i burzy dobry nastrój, a w końcu bycie szczęśliwym jest głównym zadaniem współczesnego człowieka. Przewodnik Katolicki, 19 kwietnia 2009
Uff, znowu święta. Znowu kilka dni bez kłócących się, wzajemnie oskarżających o wszystko co najgorsze polityków. Uroczystości Wielkiego Tygodnia, świąteczne przygotowania i wreszcie radość Zmartwychwstania zacierają niesmak kolejnej politycznej burzy, uświadamiając jednocześnie, co tak naprawdę jest w naszym życiu ważne.
Swoją drogą, szczególne zdolności mają polskie elity. Tak się postarać, żeby z trzech bardzo istotnych międzynarodowych wydarzeń, czyli rozmów G-20 w Londynie, jubileuszowego szczytu NATO oraz spotkania prezydenta Obamy z przedstawicielami UE w Pradze do opinii publicznej doszła głównie awantura o to, czy była czy też nie było rządowej instrukcji w sprawie kandydatury ministra Sikorskiego na sekretarza generalnego NATO.
W dodatku awantury częściowo prowadzonej na międzynarodowym forum. Wątpię, co prawda, aby świat specjalnie zainteresował się polską pyskówką. Fakt jednak, iż w sprawach istotnych, a w dodatku
niekontrowersyjnych, polskie władze nie potrafią wypracowywać jednej wspólnej strategii, fatalnie wróży na przyszłość. Tym bardziej że już niedługo decydować się będzie kwestia obsadzenia ważnych stanowisk w Unii Europejskiej.
Nie o tym jednak chciałam pisać, chociaż pewnie zachowania elit są w jakiejś mierze wypadkową tego, co dzieje się z nami wszystkimi.
W jednym ze starych numerów któregoś z kobiecych pism znalazłam ankietę. Tzw. celebrities odpowiadali na pytanie, jaką śmiercią chcieliby umrzeć. Niemal wszyscy wybierali zgon bezbolesny i nieświadomy. Najlepiej we śnie. Innymi słowy, życzyli sobie niespodziewanej śmierci. A przecież w starej pieśni błagalnej – suplikacjach, niespodziewana śmierć uznana jest za nieszczęście podobne do zarazy, głodu, ognia i wojny. „Od nagłej a niespodziewanej śmierci zachowaj nas, Panie” - modlili się z przekonaniem pewnie jeszcze pradziadkowie, a może i dziadkowie dzisiejszych ankietowanych. Nie chcieli odchodzić z tego świata nie załatwiwszy swoich spraw, nie pojednawszy się z Bogiem i ludźmi.
Teraz ważniejsze stało się, aby nic nie wiedzieć. Żeby o śmierci, starości, chorobach nie mówić, bo to brzydkie i burzy dobry nastrój, a w końcu bycie szczęśliwym jest głównym zadaniem współczesnego człowieka. Więc jeżeli już śmierć, to tylko jako widowisko medialne, takie jak filmowany niedawno przez brytyjską telewizję zgon chorej na raka bohaterki „Big Brathera”, odarty z dostojeństwa, wymiaru eschatologicznego, kolejny „reality show”.
Jest jeszcze jeden rodzaj śmierci coraz powszechniej akceptowany przez współczesny świat - eutanazja, czyli znów albo rodzaj ucieczki nieuleczalnie chorych, albo pozbywanie się pod płaszczykiem humanitaryzmu osób starych i niesprawnych. Tak, aby nic nie psuło samopoczucia, nie przypominało o obowiązkach, rzeczach przykrych. Bo przecież jeżeli czegoś nie widać, możemy wierzyć, że nie istnieje.
Nieodpowiedzialni politycy i ankieta z kobiecego pisma wydają się mieć to samo źródło - współczesny człowiek nie lubi odpowiedzialności i chce być oszukiwany. Wierzy reklamom, które obiecują, że wystarczy użyć jakiegoś kremu, a natychmiast stanie się piękny i młody, wystarczy zagłosować na obiecujących cuda polityków i od razu kraj zacznie płynąć mlekiem i miodem.
W tym kontekście jakże blade mogą się wydawać obietnice, które daje religia. Szczęście gdzieś tam w przyszłości i to nienależne z definicji, ale takie, na które trzeba sobie zasłużyć. Spokój wynikający nie ze zgromadzonego przezornie majątku, lecz z poczucia, że im więcej dam, tym więcej dostanę. Miłość zdolną do poświęceń. Problem w tym, że jak dowiodła już niejednokrotnie historia, życie w nierealnym świecie prowadzi do zagłady. Przy czym wcale nie chodzi mi o potępienie po śmierci, ale o jak najbardziej ziemską rzeczywistość.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.