Ten tekst nie jest w zasadzie artykułem, a raczej oskarżycielską zbitką publicznych wypowiedzi, pokazującą, że czwartego czerwca – w 20. rocznicę historycznych wyborów parlamentarnych - nie mamy już właściwie czego świętować. Nie po tym, co zostało powiedziane w ciągu ostatnich kilkunastu dni. Przewodnik Katolicki, 24 maja 2009
O ton mniej kategoryczny był przewodniczący ogólnopolskiej „Solidarności” Janusz Śniadek: – Nie chcę używać epitetu tchórz wobec Tuska, ale to co zrobił, jest ucieczką (...). Nie podoba mi się, to co się dzieje. W Polsce potrzeba chleba, a nie igrzysk. To jest chowanie głowy w piasek - uznał.
To jednak nic w porównaniu ze złośliwościami, jakich nie szczędzą sobie obie strony rocznicowej pyskówki. Wspomniany przed chwilą Karol Guzikiewicz podsumował np. przeniesienie przez premiera rocznicowych uroczystości do Krakowa słowami: „ZOMO będzie świętować na Wawelu”.
Z kolei kiedy komisja zakładowa Solidarności Stoczni Gdańsk zaproponowała, aby rządowa część uroczystości, zamiast pod pomnikiem Poległych Stoczniowców odbyła się w gdańskim Dworze Artusa, w odpowiedzi szef gabinetu politycznego premiera Sławomir Nowak jako „kompromis” zaoferował stoczniowcom świętowanie w… siedzibie PiS.
Swoje trzy grosze do rocznicowego piekiełka wtrącili także politycy opozycyjni. – Co ma Kraków wspólnego z odzyskaniem niepodległości? Równie dobrze obchody można przenieść na Słowację, żeby było bezpieczniej – sugerował związany ze Stronnictwem Demokratycznym Andrzej Olechowski.
Jeszcze dalej poszedł Zbigniew Girzyński z PiS, obwieszczając, że obchody rocznicy wyborów 4 czerwca „odbędą się jednak w Malborku, a nie w Krakowie”. Jego zdaniem „o wyborze właściwego miejsca miały decydować walory oblężnicze twierdzy, w której chce się ukryć, czekając na cud, rząd Donalda Tuska”.
Najostrzej wypowiedział się zaś Władysław Frasyniuk z Partii Demokratycznej, stwierdzając, że premier Tusk „zabił święto 4 czerwca”, a decyzję szefa rządu, że „na chwile wpadnie do Gdańska”, nazwał żałosną.
I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej…
Wzajemnym uszczypliwościom nie ma końca. Pojawiają się, co prawda, ostatnio również jakieś pojednawcze sygnały z obu stron, a nawet głosy, że być może uda się jeszcze uratować gdańskie obchody. Gdyby jednak nawet tak się stało, będzie to li tylko pojednanie w sferze zewnętrznych gestów „ku chwale”. Bo ran, w które wsączył się jad publicznej debaty ostatnich dni, nie da się tak łatwo zagoić.
Nieważne, że obie strony tego sporu mają swoje racje, nieważne, że łączy je wspólna opozycyjna biografia i że obie odwołują się do tego samego solidarnościowego etosu. Dziś dzieli je przepaść głębokości Rowu Mariańskiego.
Ci ludzie nie padną sobie w ramiona. Obawiam się, że może nawet już nigdy. Dlatego ma rację ojciec Maciej Zięba, dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności, kiedy mówi, że brakuje mu w Polsce ducha dawnej „Solidarności”. Ten duch, który kiedyś odnowił oblicze „Tej ziemi”, już dawno z niej uleciał.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.