Nasz problem z przemocą tkwi w tym, że próbujemy sobie sami z nią poradzić. Dlatego wciąż kręcimy się w jej zaklętym kręgu. Nie stać nas na to, by się przyznać do słabości w tym temacie, cokolwiek ona znaczy. Posłaniec, 6/2009
Nie bójmy się szczerości. Na usprawiedliwienie naszej fascynacji przemocą mamy również sporo naukowych teorii. Choćby tę, że z natury jesteśmy agresywni i mniejsza o to, czy uzasadnimy to wrodzonym instynktem, czy genetycznym zaprogramowaniem (teoria tzw. samolubnego genu).
Naukowcy już dawno temu stwierdzili, że przemoc jest produktem ewolucji, bo od zarania dziejów ludzie rywalizowali między sobą o przeżycie i najlepsze warunki reprodukcji. Przemoc i seks – tego nie wymyślił Freud, w to już grali jaskiniowcy. Rzecz w tym, że dla dalszego ciągu ewolucji jest to gra śmiertelnie niebezpieczna i otwarta fascynacja przemocą wcale niczego nie rozwiązuje, a wprost przeciwnie, jeszcze bardziej sprawę komplikuje. Przemocy trzeba postawić granice – inaczej nas zniszczy.
Zaklęty krąg
Zanim spróbujemy dać jakąś pozytywną odpowiedź na nasz tytułowy przewodni problem, najpierw spróbujmy uświadomić sobie starą pułapkę, w którą ciągle wpadamy jak ślepi. Musimy zerwać z romantyczną wizją przemocy, w której istnieje czarno-biały podział na pozytywnych i negatywnych bohaterów, gdzie wiadomo, kto jest Kainem, a kto Ablem, kto katem, a kto ofiarą.
Już greckie tragedie pokazywały, że fortuna kołem się toczy i kto wcześniej był ofiarą, później staje się katem i odwrotnie (np. Edyp w Królu Edypie jest ciemiężcą, ale w Kolonie pada ofiarą uciemiężenia). To samo potwierdzają współczesne badania: sprawcami aktów przemocy są zazwyczaj osoby wcześniej krzywdzone. Trzeba więc najpierw przerwać zaklęty krąg przemocy: agresja – ofiara – zemsta – przemoc itd. Odpowiedź przemocą na przemoc zawsze kończy się wojną, a na wojnie wszyscy przegrywają, nawet zwycięzcy.
Warto w tym momencie wsłuchać się w słowa Jezusa, który – ku zgorszeniu wielu – ciągle nawołuje, by nie sprzeciwiać się złu, ale zło dobrem zwyciężać. W Kazaniu na górze czytamy: Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Nie stawiać oporu złemu znaczy nie pozwolić się wciągnąć w zaklęty krąg przemocy.
To nie przejaw słabości, ale siły, choć zupełnie innego rodzaju niż przemoc. Krok drugi jest bardziej pozytywny: zło dobrem zwyciężyć. Trudno podać gotowe rozwiązania, więc by nie rozpłynąć się w pobożnych rozważaniach może warto wrócić do historii, którą otwarliśmy nasz tekst. Nasze rodzeństwo z pewnością wiele by skorzystało, gdyby choć jedno z nich nie uległo pokusie i nie pozwoliło się wkręcić w spiralę przemocy.
Przecież zło można było zwyciężyć równowartością pary skarpetek. Wiem, wiem – zaraz usłyszę serię zarzutów z cyklu mądry Polak po szkodzie, ale od czegoś zawsze trzeba zacząć. Dobro jest zawsze realne, zło jest tylko jego brakiem. Realizm dobra weźmie więc pod uwagę każdą następną nadarzającą się okazję, bo choć ta ze skarpetkami w tle już przepadła, to następna nadchodzi. Ciągle jest miejsce na pojednanie i przebaczenie z jednej i drugiej strony.
Nasz problem z przemocą tkwi w tym, że próbujemy sobie sami z nią poradzić. Dlatego wciąż kręcimy się w jej zaklętym kręgu. Nie stać nas na to, by się przyznać do słabości w tym temacie, cokolwiek ona znaczy. Dlatego nasza słabość nie jest dla nas źródłem siły, ale przeciwnie, przyczyną każdego następnego upadku. Może warto z nową świadomością zacząć wypowiadać te oklepane słowa: Nie dozwól, bym uległ pokusie oraz Wybaw nas od złego.
*****
Ks. Stanisław Morgalla – jezuita, psycholog, dyrektor Szkoły Formatorów (2002-2008).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.