Realny teatr wojny dociera do naszej świadomości w tych rzadkich na szczęście chwilach, kiedy ginie lub zostaje ranny polski żołnierz. A przecież sytuacja w Afganistanie jest bardzo trudna. Posłaniec, 11/2009
NATO i międzynarodowej społeczności zaczyna ciążyć, i to poważnie, Afganistan i prowadzona tam wojna. Tak, wojna. Dotychczasowe działania “uspokajające”, przywracające pokój, ograniczające wpływy talibów, wymuszające współpracę rodowych klanów i lokalnych bonzów za cenę milionowych dotacji, wreszcie liczne już ofiary wśród żołnierzy i jeszcze liczniejsze pośród ludności cywilnej – nie przyniosły żadnego ze spodziewanych efektów i nie przybliżyły NATO do podstawowego celu, jakim było stworzenie fundamentów demokracji. Działania wojsk sojuszniczych w Afganistanie to nie ćwiczenia i manewry, to nie akcje humanitarne z dostawą świeżego chleba do domostw Afgańczyków, tylko po prostu wojna.
Jaka perspektywa, taka wojna
Można być innego zdania, kiedy siedzi się w Brukseli albo Waszyngtonie czy Warszawie. Tam na miejscu, kiedy w każdej chwili wóz bojowy wylecieć może w po-wietrze, i kiedy wylatując, porywa z sobą życie żołnierzy – tam nie można kryć się za kłamliwą retoryką i oszukańczą grą słów – tam nie ma “działań pokojowych”, jest natomiast żywa, dramatyczna, krwawa i śmiercionośna wojna.
Jasne, że zadaniem polityki w odległych od Afganistanu stolicach państw NATO jest unikanie dramatyzowania sytuacji i posługiwanie się słownictwem, które nie przesądza o tragicznych okolicznościach afgańskiej konfrontacji. Tam na miejscu giną jednak żołnierze w prawdziwych starciach i prawdziwej wymianie ognia. Tu, z dala od afgańskich nieprzystępnych dolin i wąwozów, mowa jest o odzyskiwaniu przejętych wcześniej przez talibów wiosek. Tam żołnierzom podczas akcji trudno jest jednak odróżnić cierpiących pod ciosami wojny cywilów od podobnych – jak brat do brata – talibów.
Wojna w Afganistanie, jak każda inna, jest niebezpieczna, brutalna, szkodliwa dla środowiska, nieprzyjazna ludziom, groźna dla dzieci i nieprzewidywalna w dalekosiężnych skutkach. Z dnia na dzień staje się coraz bardziej nie-przejrzysta, coraz bardziej niebezpieczna – także za przyczyną operujących z terenu Pakistanu rebeliantów – i coraz trudniej jest znaleźć i stosować jasność w jej opisie i określaniu.
Skoro w Afganistanie NATO prowadzi i bierze udział w wojnie, nadszedł czas, aby zapytać: w jakim celu i po co? Tonie jest pytanie zupełnie nowe. Dlatego warto dodać do niego też inne: jak długo jeszcze, jak daleko jeszcze i w jaki sposób wyjść stamtąd z podniesioną głową? Są to pytania, na które odpowiedzi nie znajdziemy wcale w Afganistanie, tylko w Brukseli, Berlinie, Waszyngtonie, Warszawie – wśród sojuszników i uczestników afgańskiej wojny. Odpowiedzi te znaleźć musi społeczność NATO i alianci.
Przypadek bez dobrego wyjścia
Przypomnijmy pewną maksymę sojuszu, kiedy wybierał się na afgańskie trudne i niebezpieczne szlaki: Idziemy tam razem i wyjdziemy stamtąd wspólnie. Piękna to maksyma i oddająca zasadniczą i podstawową wartość przymierza jako takiego. Tak, działamy zawsze wspólnie, razem podejmujemy decyzje i wspólnie ponosimy konsekwencje.
Wojna w Afganistanie to właściwie pierwsza międzynarodowa militarna akcja NATO w dalekiej od jego granic przestrzeni, a przy tym także pierwsza (przypadek Bałkanów i Kosowa był inny) poważna próba wzajemnego zaufania, zdolności sojuszniczych i wartości zapisanych na papierze zasad. Być może NATO potrzebowało nawet tej militarnej, ostrej konfrontacji, aby wreszcie udowodnić sobie, że zasługuje na miano przymierza, związku polityczno-militarnego, który potrafi zdać egzamin podczas trudnej prawdziwej próby i to jeszcze z dala od domu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.