Proboszcz z Ars zdawał sobie sprawę z piękna i wagi swego powołania. „Spotykając kapłana i anioła, kapłana pozdrowiłbym jako pierwszego. Anioł jest przyjacielem Boga, lecz kapłan Go zastępuje” – wyznawał. Czas serca, 103/2009
od dziecka marzył o kapłaństwie
Już od najmłodszych lat chciał zostać księdzem. Czekała go jednak długa i pełna przeciwności droga. Po ukończeniu szkoły średniej w 1812 roku wstąpił do niższego seminarium duchownego. Zły stan zdrowia i słabe przygotowanie sprawiały mu trudności. Udało mu się jednak dostać do wyższego seminarium duchownego. Tu jednak nie radził sobie z nauką, co powodowało, że przełożeni namawiali go do rezygnacji. Vianney wytrwał jednak w swojej decyzji. W 1815 roku otrzymał święcenia kapłańskie. Następne trzy lata pracował jako wikary w Ecully. Głosił schematyczne kazania, jąkał się i często gubił wątek.
Odczuwany brak kapłanów sprawił, że wkrótce został proboszczem w Ars – wsi liczącej w tym czasie 270 mieszkańców, ludzi biednych i niereligijnych, o których złośliwie mawiano, że „tylko chrzest różni ich od bydląt”. Na niedzielną Eucharystię przychodziło zaledwie kilka osób. Jan Vianney odnalazł do nich drogę. Oni zaś zaufali księdzu, który ciągle pościł, spał na gołych deskach i – tak, jak oni – niczego nie posiadał. „Takiego proboszcza jeszcze tutaj nie było” – powtarzali parafianie.
niewolnik konfesjonału
Drogę do położonego w dolinie Ars wskazał mu pastuszek – Antoni Givre. Wikary obiecał mu, że w zamian wskaże mu drogę do nieba, a następnie uklęknął, ucałował ziemię i pomodlił się do aniołów stróżów nowej parafii. Dziś w tym miejscu stoi pomnik Spotkania, a gest całowania ziemi na powitanie przejął od niego Jan Paweł II – pielgrzym.
Coś w szczególny sposób urzekało parafian z Ars: sposób, w jaki spowiadał. Początkowo Proboszcz był bardzo zasadniczy i surowy wobec penitentów. Z czasem stawał się coraz bardziej miłosierny. „Czyż mogę być surowy wobec tych ludzi, którzy przybywają z tak daleka, tak się poświęcają, którzy często zmuszeni są przychodzić tu ukradkiem?” – pytał. Kierował się w tym zasadą: „Przyjaciele ubogich są przyjaciółmi Boga”.
„grzesznicy zabiją grzesznika”
Kiedy zaczęły rozchodzić się pogłoski o jego nadprzyrodzonych umiejętnościach (dar czytania w sumieniach i proroctwa), ciekawość ludzi wzrastała. Tymczasem on całymi dniami spowiadał. Miał różnych penitentów: od prostych wieśniaków po elitę Paryża. Bywało, że zmordowany jęczał w konfesjonale: „Grzesznicy zabiją grzesznika”. W dziesiątym roku jego pobytu w parafii przybyło do Ars ok. 20 000 osób. W ostatnim roku życia przy kratkach konfesjonału, w którym spowiadał, uklęknęło 80 000 penitentów. Łącznie przez 41 lat przez Ars przeszło około milion osób…
Nadmierne pokuty osłabiły już i tak wyczerpany organizm. Pojawiły się bóle głowy, dolegliwości żołądka i reumatyzm. Do cierpień fizycznych doszły duchowe: skrupuły, lęk o własne zbawienie, obawa przed odpowiedzialnością za powierzone sobie dusze. Szatan przez 35 lat pokazywał się ks. Janowi i nękał go nocami, nie pozwalając nawet na kilka godzin snu. Kapłan przyjmował to wszystko jako zadośćuczynienie Bożej sprawiedliwości za winy własne oraz grzeszników, których rozgrzeszał.
wszystko cudem i darem
Cudem i darem było dla niego wszystko. Gdy konał i podano mu Wiatyk, na widok Jezusa w Najświętszym Sakramencie powiedział ze wzruszeniem: „Skoro ja nie mogę iść do Niego, On przychodzi do mnie”. I przyszedł, by na zawsze zabrać go do siebie. Było to 4 sierpnia 1859 roku. Miał 73 lata. W pogrzebie skromnego proboszcza wzięło udział ok. 300 kapłanów i 6000 wiernych.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.