W opisie "polskiego kwietnia" na nic się zdały kategorie Kościoła otwartego i zamkniętego. Takich Kościołów nie było. Tygodnik Powszechny, 19/2005
Wiara stała się nagle pewnikiem. I to w najważniejszym bodajże wymiarze, jakim jest wiara w życie wieczne. Jan Paweł II w tych ostatnich dniach zmierzył nas wszystkich z tajemnicą śmierci i przejścia. Udało się mu to, co coraz mniej udaje się Kościołowi: przynajmniej na chwilę przywrócił ludzkiemu życiu eschatologiczny wymiar. Słowa o powrocie do domu Ojca, o oknie w domu Ojca, stały się nieoczekiwanie wyznaniem wiary wierzących i niewierzących, dla wszystkich bowiem stało się oczywiste, że życie takiego człowieka jak Jan Paweł II nigdy się nie kończy, skończyć się po prostu nie może. A skoro jego życie się nie kończy, to może także i nasze. Polacy chcieli przeżywać te dni razem. I te małe, i te wielosettysięczne zgromadzenia nie były owocem usilnych nawoływań i zaproszeń księży, ale pospolitym ruszeniem ludzi, którzy zapragnęli być wśród czujących podobnie. Fenomenem były tłumy wiernych zbierających się na placach i w świątyniach, by przed telebimami uczestniczyć w światowym megarytuale pogrzebu. W takiej atmosferze nikt nie wstydził się łez ani intymnych wyznań dotyczących wiary czy nawrócenia. Otwarcie, bo nie tylko w konfesjonale, wyznawano winy i składano przyrzeczenia poprawy. Zrytualizowana, niedzielna wiara stała się nagle codziennością, a pytanie “Jak żyć?”, często wypierane przez codzienne udręczenie czy pozostawiane jedynie teologom i filozofom, choć na kilka dni stawało się pytaniem najpierwszym.
Przebudzenie olbrzyma?
Zdaje się jednak, że to tylko marginalia. Tym, co dominowało, było mniej lub bardziej religijne uniesienie. “Społeczeństwo w stanie chwilowej, rzecz jasna, świętości” - jak skonstatował Wiktor Osiatyński. Wiara wyrwała się z przestrzeni serca i ołtarza, a wdarła się w przestrzeń publiczną: na ulice, place, do szkół, gazet i - co najbardziej spektakularne - do telewizji. Bez kategorii wiary nie daje się opisać “polskiego kwietnia”. Jeśli bowiem nawet ktoś nie wierzy, i swoich sentymentów, wdzięczności czy szacunku wobec osoby Zmarłego nie uzasadnia religijnymi kategoriami, to przecież samego Jana Pawła II inaczej opisać się nie da. Fenomen wiary tego człowieka staje ostatecznie u źródła i pominąć go nie sposób. Nawet jeśli mówić o Papieżu jako tym, który obalił komunizm i pchnął Polaków do wolności, to jak inaczej niż w perspektywie wiary zrozumieć wielokrotnie w tych dniach przytaczane papieskie słowa: “Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi”.
Wiara stała się nagle pewnikiem. I to w najważniejszym bodajże wymiarze, jakim jest wiara w życie wieczne. Jan Paweł II w tych ostatnich dniach zmierzył nas wszystkich z tajemnicą śmierci i przejścia. Udało się mu to, co coraz mniej udaje się Kościołowi: przynajmniej na chwilę przywrócił ludzkiemu życiu eschatologiczny wymiar. Słowa o powrocie do domu Ojca, o oknie w domu Ojca, stały się nieoczekiwanie wyznaniem wiary wierzących i niewierzących, dla wszystkich bowiem stało się oczywiste, że życie takiego człowieka jak Jan Paweł II nigdy się nie kończy, skończyć się po prostu nie może. A skoro jego życie się nie kończy, to może także i nasze. Polacy chcieli przeżywać te dni razem. I te małe, i te wielosettysięczne zgromadzenia nie były owocem usilnych nawoływań i zaproszeń księży, ale pospolitym ruszeniem ludzi, którzy zapragnęli być wśród czujących podobnie. Fenomenem były tłumy wiernych zbierających się na placach i w świątyniach, by przed telebimami uczestniczyć w światowym megarytuale pogrzebu. W takiej atmosferze nikt nie wstydził się łez ani intymnych wyznań dotyczących wiary czy nawrócenia. Otwarcie, bo nie tylko w konfesjonale, wyznawano winy i składano przyrzeczenia poprawy. Zrytualizowana, niedzielna wiara stała się nagle codziennością, a pytanie “Jak żyć?”, często wypierane przez codzienne udręczenie czy pozostawiane jedynie teologom i filozofom, choć na kilka dni stawało się pytaniem najpierwszym.
Przebudzenie olbrzyma?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.