To była wyłącznie nasza decyzja. Potem dopiero oznajmienie rodzicom. Tygodnik Powszechny, 16 grudnia 2007
Witek Mazanek parę tygodni po pielgrzymce na Jasną Górę pojechał z rodzicami do Bielska. Uroczysty obiad. – Poprosiłem przyszłych teściów o rękę ich córki. A potem poszliśmy razem na Mszę w intencji dobrego narzeczeństwa: kapłan pobłogosławił pierścionki. Dostałem obrączkę dla mężczyzny, tzw. odstraszacz?
Jeśli przyjrzeć się licznym internetowym forom na temat zaręczyn, okaże się, że większość młodych chce się wyzwolić ze sformalizowanej tradycji. A bardziej lub mniej świadomie – spod presji społecznej.
– Społeczeństwo według potwierdzonej empirycznie teorii Abrahama Tessera zachowuje się jak gaz – tłumaczy psycholog społeczny ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej dr Wojciech Kulesza. – Zupełnie inaczej zachowuje się gaz sprężony, inaczej rozprężony.
Weźmy wioskę w Bieszczadach. Mieszkają w niej sami biali Polacy. I nagle dziewczyna zaczyna się spotykać z Romem, który dojeżdża do niej z Rzeszowa. W jej środowisku powstaje ogromna presja na to, by związek się rozpadł. – W tych warunkach nie nastąpi ewolucja związku, lecz zmiana nagła: szybka decyzja o ślubie wbrew wszystkiemu (efekt Romea i Julii) albo gwałtowne zerwanie – mówi dr Kulesza. – Jeśli rodzice naciskają na młodych, by się zaręczyli, jest to pewien hazard. Może zaczną myśleć o ślubie, o kupnie mieszkania. Ale może się też wszystko z hukiem rozpaść. Presja jest mieczem obosiecznym, nie wiemy, w którą stronę zadziała.
Dr Kulesza wskazuje na Szwecję: tam liberalna kultura praktycznie zlikwidowała presję społeczną. Dramatycznych zmian w rozwoju związków nie ma; formalne czy nieformalne, ewoluują powoli. Zarówno liczba rozwodów, jak i rodzących się dzieci jest stała. Przyjaciel Pawła Gibuły, Szwed z Göteborga, zaręczył się ze swoją partnerką, z którą mieszkał już dwa lata, dopiero gdy oboje stwierdzili, że stać ich na ślub.
Może więc korzystniej jest, kiedy młodzi sami decydują? Nasza kultura idzie właśnie w kierunku odformalizowania zaręczyn.
– Narzeczeństwo to ostatnia prosta – uważa Aneta Gądek. – Właściwie nierozerwalna deklaracja, z małym tylko marginesem. Oddech przed sakramentalnym „tak".
Przedtem zdarzało jej się siedzieć w fotelu i rozmyślać: „Jeszcze mogę się wycofać; żeby się nie pomylić". Po oświadczynach czarne scenariusze odeszły w niebyt. – Bo to przyrzeczenie się sobie nawzajem. Już byłam pewna, że Jarek, mimo odległości między Polską a Irlandią, mnie nie zostawi. Pierścionek na palcu pomagał radzić sobie z tęsknotą i utrzymywaniem związku przez telefon. A poza tym... narzeczeństwo jest potrzebne, by przyzwyczaić się do myśli o nowej drodze życia. Przestraszyłabym się, gdybym miała wyjść za mąż z dnia na dzień.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.