Nie mamy władzy nad procesami rozwojowymi, ale zarodki powstały z naszej inicjatywy, świadomie naraziliśmy je na utratę kruchego istnienia. Tygodnik Powszechny, 6 stycznia 2008
Mówiąc o in vitro, trzeba szukać takiej płaszczyzny dyskusji, na jakiej mogą się spotkać zarówno ci, dla których głos Kościoła jest autorytetem, jak i ci, którzy nie widzą powodów liczenia się z nim.
Patrz, jaki cud – powiedział mi kiedyś znajomy, podnosząc w górę dwumiesięczne niemowlę – nie było i jest! Dziecko nie było specjalnie zachwycone nagłą zmianą wysokości, zachwyt znajomego był jednak szczery. Jak na filozofa przystało – unosząc domagające się łagodniejszego traktowania dziecko, przeżywał właśnie moment egzystencjalnego uniesienia.
Też mi cud! – mógłby skwitować tę sytuację biolog. Plemnik przeniknął przez osłonkę przejrzystą komórki jajowej, rozpoczynając skomplikowany, ale przecież rozpoznany już przez embriologów proces zapłodnienia ludzkiego organizmu, w wyniku którego doszło do uformowania się zygoty. Potem jeszcze kolejnych dziewięć miesięcy złożonych procesów rozwojowych – też w dużej mierze już rozpoznanych i opisanych – i rodzi się dziecko.
Nic w tym tajemniczego, ot, biologia i tyle.
Nie sądzę jednak, by wskazanie na biologiczny proces rozwoju osobniczego gatunku Homo sapiens mogło ostudzić zachwyt ojca nad cudem istnienia własnego dziecka. Gdyby mu w chwili przeżywania radości z cudu istnienia przedstawić opis rozwoju embrionalnego, potraktowałby to zapewne jako swoistą profanację. On tu o cudzie ludzkiej egzystencji, a ktoś mu o gametach, zygocie, podziałach komórkowych i blastomerach... Rozmowa zupełnie bez sensu, bo interlokutorzy mówią wprawdzie o jednej kwestii, lecz na dwóch różnych płaszczyznach.
Może dlatego rozmowa na temat zapłodnienia in vitro jest tak trudna – przyznajmy, iż to trudna rozmowa – że spierając się o jego moralną dopuszczalność, powołujemy się często na dwa różne, aczkolwiek ściśle ze sobą złączone, aspekty ludzkiego istnienia: z jednej strony ten biologiczny, gatunkowy, „odmitologizowany” z wszelkich cudowności, z drugiej zaś – osobowy, naznaczony jedynym i niepowtarzalnym charakterem indywidualnych kolei ludzkiego losu, związany z ludzką godnością, domagający się podmiotowego, a nie przedmiotowego traktowania.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.