Ze zbrodniarzami handlować nie wolno

Doświadczyliśmy tyle przemocy ze strony silniejszych, że na pewne kwestie powinniśmy być wyczuleni. Tygodnik Powszechny, 25 maja 2008



Często pada argument, że przemysł zbrojeniowy daje w Polsce pracę dziesiątkom tysięcy ludzi.

To prawda. Dawał ją milionom obywateli w hitlerowskich Niemczech i sowieckiej Rosji, a ogólniej – wszelkich państwach prowadzących wojnę. Ale i u nas nie można tej kwestii całkowicie zlekceważyć. Jeśli jednak dzięki naszemu przemysłowi zbrojeniowemu Chińczycy mogą skuteczniej mordować Tybetańczyków, a junta w Birmie swych obywateli – to argumenty o ochronie miejsc pracy, rozkręcaniu gospodarki, koniunkturze czy jej braku są żałosne, obrzydliwe. Z potencjalnymi zbrodniarzami handlować nie wolno. Jak czulibyśmy się w latach 80. ze świadomością, że inne kraje pomagają wyposażyć w najnowocześniejszy sprzęt ZOMO, które potem używa go do pacyfikowania zakładów pracy i tłumienia demonstracji?

Podkreślanie korzyści gospodarczych w takiej sytuacji jest hipokryzją. To, że broń naszej produkcji jest wykorzystywana gdzieś daleko, na innym kontynencie, poza naszymi oczami i świadomością, nie zwalnia nas od odpowiedzialnego myślenia oraz solidarności z potencjalnymi ofiarami.

Ciekawe, że raporty o handlu bronią są w wielu krajach publikowane przez niezależne agendy, rządy natomiast niechętnie podejmują publiczną dyskusję na ten temat.

To elementarna świadomość tego, że broń ze swej natury służy przemocy. Jeśli używamy jej sami lub sprzedajemy ją sojusznikom w NATO czy innym krajom przestrzegającym praw człowieka, to wiemy, że jej użytek jest ograniczony i kontrolowany. Mandat demokratyczny, jako kryterium oceny potencjalnego nabywcy, jest niesłychanie ważny, lecz niewystarczający. Najistotniejsze jest przestrzeganie praw człowieka. W przeciwnym razie – powtórzę za Janem Pawłem II – jesteśmy współwinni odrażającej zbrodni ludobójstwa.

Łatwo przymknąć na to oczy, bo zyski z handlu bronią to setki milionów euro: nakręcają koniunkturę, pozwalają zmniejszyć bezrobocie. Wierzę, że w Polsce – kraju, który tyle doświadczył przemocy i w którym powstała „Solidarność” – politycy dostrzegą ten dylemat moralny, bo może nie są go nawet świadomi.

W Niemczech publiczna debata na temat handlu bronią odbywa się co roku. Organizacja „Kościół i Rozwój”, zrzeszająca katolików i protestantów, obserwuje rządową politykę i publikuje roczne raporty. Tymczasem w Polsce od 1989 r. na temat handlu bronią Kościół się nie wypowiedział. Dlaczego?

W Niemczech broń produkuje się i sprzedaje na skalę znacznie większą niż w Polsce. Problem jest przez to bardziej widoczny i jaskrawy. U nas informacje o tego typu sprawach są dostępne opinii publicznej od niedawna. Co więcej: przez pierwsze lata wolności byliśmy tak przejęci szokiem transformacji i wynikającymi z niej problemami społecznymi, że przesłaniało nam to horyzont. Poza tym dane o sprzedaży broni za granicę są raczej utajniane: społeczeństwo nie jest właściwie informowane. Może teraz, jeśli dyskusja będzie nabrzmiewała, nauczanie Kościoła stanie się bardziej słyszalne?


«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...