Życie zakryte

Przedstawienie czyjejś tragedii jako przykładu oznacza jej użycie – do celów mniej lub bardziej szlachetnych, ale zawsze użycie. Tygodnik Powszechny, 22 czerwca 2008 r.



Ilustracja zamiast życia


Ale najistotniejsza bariera, która oddzieliła nas od prawdy w tym przypadku, jest zupełnie innej natury i wiąże się bezpośrednio z nieoczywistym faktem, że jako osoba postronna zostałem wciągnięty w dociekanie, co się stało w życiu nieznanej mi nastolatki. Otóż ten osobisty dramat (bo ciąża w tym wieku jest wstydliwym dramatem) został nagłośniony jako argument w jednej z najgorętszych kłótni, jakie toczymy w Polsce od 20 lat. Mam na myśli oczywiście kłótnię – słowo „dyskusja” jest zbyt cywilizowane – o legalizację aborcji.

Tę trzecią barierę wytwarza emocjonalne zaangażowanie, a mówiąc bez ogródek: histeria, jaka opanowała obie strony. Już kilkanaście lat temu pisałem, że jeśli w oczach adwersarzy jedna strona to „mordercy dzieci”, a druga – „mordercy kobiet”, to żaden dialog nie jest możliwy (a przydałby się, jeżeli naprawdę zależy nam zarówno na rzeczywistym zlikwidowaniu aborcji, jak na dobru kobiet). Przypadek z Lublina pokazuje, że przestaje być możliwe również ustalenie najprostszych faktów. To, co dzieje się naprawdę, zostaje złożone w ofierze jedynie słusznym przekonaniom, którym sprzeciwiać się mogą tylko „zwolennicy nowego holokaustu” z jednej, lub „faszyści” i „ciemnogrodzianie” z drugiej strony. Życie jednostki (z jej niedoskonałością, niedojrzałością, tęsknotą do heroizmu lub lękiem przed nim, z jej realną tragedią i troską) przeobraża się w ilustrację.

Dziewczynce zapewne trzeba było pomóc. Ale taktu dziennikarzom i publicystom zabrakło tu bardziej niż kiedykolwiek. Jak zresztą brakuje jej chyba zwolennikom obydwu jedynie słusznych poglądów. Niech tu będzie powiedziane bez niedomówień: niezwykle rzadko zdarza mi się słuchać entuzjasty ruchu pro-choice lub pro-life – niestety bez różnicy – którego zapał nie budziłby we mnie rezerwy. Zazwyczaj bowiem jeden i drugi widzi zasadę, a nie konkretne, zawikłane przypadki, nie twarz pojedynczego człowieka. I na tym też głównie polega (jak przeczuwam) kłamstwo którejś ze stron, relacjonujących historię czternastolatki, a może – tej przykrej możliwości nie sposób wykluczyć – kłamstwo wszystkich stron: subiektywnie z pewnością uzasadnione albo wręcz nieświadome. I tylko gdzieś z tyłu głowy kołacze mi pytanie: czy 14-letnia dziewczynka ma szansę już w tym wieku rozumieć, że prawdziwą pomoc poznaje się po tym, iż jest skierowana osobiście do nas i po cichu? Że nagłośnienie naszej pojedynczej tragedii i przedstawienie jej jako przykładu oznacza najprawdopodobniej użycie nas – do celów mniej lub bardziej szlachetnych, ale zawsze użycie, wykorzystanie?



Zniewolone media


Pozostanę, zdaje się, bez wyjaśnienia, co w życiu nieznanej mi dziewczynki wydarzyło się naprawdę. W gruncie rzeczy najlepsze, co mogę zrobić, to zapomnieć; zacny postulat, bym był nieobojętny, dziwnie zmienił się w pokusę, bym był wścibski.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...