Niewielka wielkość

Byłem pod wielkim wrażeniem. Szedłem na spotkanie z jednym z najsławniejszych ludzi w Polsce, podświadomie obawiając się, że to jeszcze jeden z politycznych kaznodziejów-gwiazdorów, a przede mną siedział młody, drobnej postury ksiądz, który nie uważał się ani za wielkość, ani za bohatera. Tygodnik Powszechny, 8 marca 2009


Kazania

Po pierwszym spotkaniu ksiądz Jerzy dał mi skrypt zbioru swoich kazań. W nocy, przed drugim spotkaniem, przeczytałem go niemal w całości. Trochę o tym rozmawialiśmy. Mówił, jak na kilka dni zaszywa się w jakimś cichym miejscu, żeby pisać. Uważał, że należy pokazywać piękno i moc tego, co dobre, a nie malować obrazy szerzącego się zła. Wspomniał, że księdzu M., który walczył z przerywaniem ciąży, przedstawiając apokaliptyczne statystyki dokonanych aborcji, radził zmianę stylu. Informacja, że tylu ludzi to robi, nie powstrzyma, a raczej zachęci. Pytał mnie, czy ma rację.

Nie pamiętam, czy na jego prośbę, czy z własnej inicjatywy podjąłem się zabiegać o wydanie tych kazań poza Polską. Skryptu nie zabrałem, wymagał jeszcze uzupełnień, i ktoś mi go dostarczył potem do Rzymu. Oczywiście najpierw zwróciłem się z tym do Jerzego Giedroycia, który był ogromnie zainteresowany księdzem Popiełuszką. Uprzedziłem, że książka, mimo otoczki politycznej, jest typowo religijna. Redaktor szybko przeczytał i uznał, że rzeczywiście jako książka religijna nie pasuje do profilu „Kultury”. Zaproponował, by za pieniądze z Funduszu „Kultury” kazania wydała Libella, paryskie wydawnictwo państwa Romanowiczów. Na tym też stanęło.

Skrypt wymagał jeszcze pewnych drobnych wyjaśnień. Mam w moim archiwum list ks. Jerzego Popiełuszki, w którym ich udziela, i kończy: „Łączę serdeczne pozdrowienia i zapewniam o pamięci w codziennej modlitwie. Niech dobry Bóg wynagrodzi Księdzu swoją Łaską za to wszystko, co zrobił dla mnie, a tym samym dla wspólnej sprawy. XJP”.

Książka pod tytułem „Kazania patriotyczne” wyszła w 1984 r., już po śmierci księdza Jerzego.

Za spiżową bramą

Jeszcze w Watykanie zauważyłem, że niektóre dość miarodajne osobistości przyjeżdżające z Polski odnosiły się do księdza Jerzego z pewnym sceptycyzmem, kontrastującym z entuzjastycznymi opiniami, które słyszałem w Polsce. Z rozmowy z nim samym wyniosłem z kolei wrażenie, że nie czuje wsparcia miejscowej hierarchii. Owszem, abp Dąbrowski wyciągnął go z więzienia, miały miejsce życzliwe gesty, ale np. podczas papieskiej wizyty nie znalazł się na liście osób dopuszczonych do Papieża (choć jako duszpasterz służby zdrowia miał do tego tytuł).

Po powrocie z Polski, zaproszony – jak to zwykle po tych powrotach bywało – na śniadanie, obszernie zrelacjonowałem Papieżowi wszystko, co widziałem. Jan Paweł II nie komentował mojej opowieści. Kilka dni później przyjmował na kolacji pomocniczego biskupa warszawskiego Zbigniewa Kraszewskiego. Ten zaś zatrzymał się w naszym domu zakonnym i mnie przypadło przywiezienie go samochodem po papieskiej kolacji. Był bardzo poruszony, powiedział m.in., że Ojciec Święty polecił mu opiekę nad księdzem Jerzym. Biskup skomentował tak: to mój dawny uczeń i oczywiście muszę się nim zaopiekować.

Polskie wydanie „L’Osservatore Romano”, w którym wtedy pracowałem, działalnością ks. Popiełuszki się oczywiście nie zajmowało. Jego zawartość została ściśle określona w porozumieniu między władzami PRL, Episkopatem i Watykanem, i obejmowała wyłącznie działalność Papieża i Stolicy Apostolskiej. Jednak również główne wydanie „L’Osservatore” zachowało po porwaniu księdza Jerzego daleko idącą wstrzemięźliwość.

Z ówczesnym wicedyrektorem „L’OR”, Gianfranco Svidercoschim, zabiegaliśmy o zmianę tej sytuacji. Nie pozwolono nam. Svidercoschi, człowiek szlachetny, a przy tym odznaczający się dość gwałtownym temperamentem, postanowił znaleźć autora tych decyzji i go znalazł. Było to już po śmierci księdza Jerzego: Svidercoschi udał się do ówczesnego asesora (dziś kardynała) Re i powiedział mu, że jest on współwinny śmierci księdza, bo przecież dzięki takiej postawie codziennie z polskiej ambasady w Rzymie szła do Warszawy depesza: „Watykan nie interesuje się księdzem Jerzym Popiełuszką”. Z ostatnich odkryć IPN wynika zresztą, że ambasada – a za nią Warszawa – wiedziały znacznie więcej i że relacjonowano nawet moje wrażenia z podróży do Polski.

4 czerwca 1987 r. Jan Paweł II odwiedził grób ks. Jerzego Popiełuszki. Było wiadomo, że ten punkt z programu władze usiłowały wykreślić, on jednak postawił na swoim. Na czwartej stronie okładki specjalnego, albumowego wydania „L’Osservatore Romano” poświęconego papieskiej podróży zamieściliśmy wielkie zdjęcie ozdobionego czerwoną stułą krzyża z przykutym łańcuchami Chrystusem na grobie ks. Popiełuszki. Biedny arcybiskup Dąbrowski nie krył ­dezaprobaty: wiedział, że znów będzie musiał wysłuchiwać pretensji o nasze – jak to urzędowo określano – „awanturnictwo polityczne”.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...