Ołtarz z plecaków

Tajemnica Wandy Półtawskiej: ciągłe życie na emocjonalnej krawędzi, w świecie zdominowanym przez czerń i biel. Czy jest kolejną postacią w szeregu szaleńców Bożych? Tygodnik Powszechny, 14 czerwca 2009


Na razie wszystko wskazuje na to, że zrealizowany przez Wandę Różycką-Zborowską biograficzny film „Duśka” nie zostanie pokazany w żadnej z telewizji i zyska miano półkownika. Półtoragodzinny dokument o Wandzie Półtawskiej nie ma szczęścia – od ubiegłego roku reżyserka słyszy, że warto byłoby film pociąć na części, przy okazji usuwając niektóre fragmenty, albo przynajmniej osłabić przekonanie, które mimowolnie nasuwa się po ostatniej scenie: niezależnie od tego, czy Półtawska budzi sympatię, czy też niechęć, czy jej poglądy uznajemy za słuszne, czy niebezpieczne, pozostaje wrażenie obcowania z kobietą ogarniętą płomieniem, widocznym nawet w chwilach, kiedy odpoczywa w fotelu, spoglądając na swój ukochany Beskid Wyspowy.

Po publikacji „Beskidzkich rekolekcji” sprawy skomplikowały się jeszcze bardziej i sama reżyserka nie oczekuje, by największe telewizje zdecydowały się na emisję filmu o postaci, która może być uznana za przyczynę spowolnienia procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II.

Powyżej kostki

Po raz pierwszy Półtawska skoncentrowała na sobie uwagę na początku lat 60., wydając sporządzone w 1945 r. wojenne wspomnienia „I boję się snów”, jedną z najważniejszych polskich książek o życiu obozowym. Autorka precyzyjnie opisała w niej swoje dramatyczne przeżycia z obozu w Ravensbrück.

W relacji uderza szczegółowość – Półtawska pamięta wszystko, począwszy od „zgrzytu ciężkich, kutych, zabytkowych drzwi” w lubelskim zamku, ówczesnej siedzibie gestapo, gdzie torturowano ją za konspiracyjną działalność, poprzez nazwiska więźniarek, nieznaną rękę w gabinecie lekarskim machającą rozpaczliwie na pożegnanie w godzinie wyjazdu do obozu; pamięta transport, daty, godziny, nazwiska niemieckich lekarzy i pielęgniarek, okoliczności, w których została wybrana na królika doświadczalnego; pamięta dawki leków i zapach zakażonych ciał, pragnienie, by pójść na druty.

Na widok esesmana wrzucającego do pieca niemowlę przysięga Bogu, że jeśli przeżyje, będzie walczyć o życie każdego dziecka.

„Tej nocy zrodziła się nowa tęsknota – wspomina jeden z najtrudniejszych momentów w obozowym szpitalu. – Tęsknoty były różne. Miały sto twarzy i tysiąc odcieni. Znałyśmy je wszystkie. Żyły w naszych sercach i gryzły, jedne kąśliwe jak duże czerwone mrówki, inne – jak wiejskie wściekłe psy, a jeszcze inne kłuły tysiącem niewidocznych igieł.

Były tęsknoty czerwone – do miłości, do pocałunków, do pieszczot. Złote – do szczęścia, domu, do ciepła. Błękitne – do lasów zielonych, wrzosowisk, przestrzeni. Zielone – do książki, teatru, muzyki. Były też małe, śmieszne tęsknoty do czarnej kawy, do sukni balowej, do kolorowych szmatek. (…) Ale ta była nowa, czarna – tęsknota do śmierci. Chciałam umrzeć, nie być, zginąć bez śladu”.

Jest w filmie jeden moment, w którym widać pamiątkę po eksperymentach: Półtawska raźno maszeruje przez góry, na prawej nodze rysuje się wyraźne wgłębienie. „4-6 cm powyżej kostki, nie szyte, długości około 15 cm”.

Zaraz po wojnie uciekła z Lublina do Krakowa. Nie mogła znieść spotkań z rodzinami koleżanek, które zginęły w obozach.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...