Z jego redakcją nie ma co zwlekać. Katechizm narodowy postawi przed nami najważniejsze pytania: co to znaczy wierzyć „tu i teraz”? Jak wiarę inteligentnie wzbudzać? Z czym mamy największe problemy? Tygodnik Powszechny, 17 stycznia 2010
Podczas ostatniej ubiegłorocznej audiencji ogólnej Benedykt XVI po raz kolejny zachęcał do korzystania z Katechizmu. Jak zauważył, w obliczu dzisiejszego niebezpieczeństwa fragmentaryzacji i dewaluacji poszczególnych prawd wiary ważna staje się troska o całościową wizję nauki chrześcijańskiej. „Katechizm Kościoła Katolickiego, jak również jego Kompendium dają właśnie ten całościowy obraz chrześcijańskiego Objawienia, które należy przyjąć z wiarą i wdzięcznością” – mówił Papież 30 grudnia w Auli Pawła VI.
Po ukazaniu się w 1992 r. Katechizm szybko stał się bestsellerem – w ciągu 12 miesięcy sprzedano 3 mln egzemplarzy. Jego sumaryczny nakład, przetłumaczonego na 50 języków, osiągnął po 10 latach 8 mln egzemplarzy. Takiego sukcesu mało kto się spodziewał, tym bardziej że pomysł opracowania Katechizmu wzbudził oprócz entuzjazmu także kontrowersje – sprzeciwiano się próbie „utrwalenia” bogactwa treści wiary w krótkiej i sztywnej formie. Sukces powtórzyło Kompendium – skrócona wersja Katechizmu – mimo jeszcze bardziej ryzykownej formuły: krótkich pytań i bardzo zwięzłych odpowiedzi, sugerujących, że w dziedzinie wiary wszystko jest równie ważne, jasne i oczywiste.
Nie dziwi więc, że główni moderatorzy pomysłu wielokrotnie okazywali satysfakcję. Jan Paweł II określił Katechizm jako „jedno z największych wydarzeń w najnowszej historii Kościoła” oraz jako „najdojrzalszy i najdoskonalszy owoc” Soboru Watykańskiego II. Z kolei ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary, będący zarazem przewodniczącym biskupiej komisji redakcyjnej, kard. Joseph Ratzinger, sukces Katechizmu wyjaśniał następująco: „Ludzie chcą posiadać Katechizm, ponieważ pragną wiedzieć, co dzisiaj oznacza »być katolikiem«. Możemy tutaj mówić o plebiscycie Ludu Bożego, który ponad wszelkie oczekiwania potwierdza potrzebę takiej księgi”. Odpowiedzialny za prace redakcyjne bliski współpracownik obecnego Papieża, kard. Christoph Schönborn z Wiednia, ocenił, że Katechizm „obronił się jako cudowny instrument w wielkim planie nowej ewangelizacji”.
Punkt wyjścia
Będąc pod wrażeniem wydawniczego sukcesu, możemy jednak łatwo zapomnieć o głównej idei przyświecającej realizacji pomysłu. Owszem, opracowanie ogólnokościelnego kompendium, pomyślanego jako „organiczny wykład całej wiary katolickiej”, na pewno było bardzo ambitnym wyzwaniem i niezaprzeczalnym osiągnięciem. Nie było jednak celem samym dla siebie. Miało się stać przede wszystkim etapem na drodze do opracowania katechizmów narodowych. Mówili już o tym uczestnicy Synodu Biskupów w 1985 r., na którym postulat opracowania katechizmu głośno został wypowiedziany. Napisał o tym także Jan Paweł II w konstytucji „Fidei depositum”, ogłaszającej Katechizm, który – jak czytamy – ma być „zachętą i pomocą do opracowania nowych katechizmów lokalnych, przystosowanych do różnorakich środowisk i kultur”. Dlaczego jeden „duży” Katechizm nie wystarcza?
Odpowiedź znajdziemy na jego kartach: skupia się on na wykładzie doktrynalnym, natomiast niezbędne adaptacje do zróżnicowanych kultur i sytuacji czytelników pozostawione są „przystosowanym katechizmom” (punkty 23 i 24, a także 1075). Innymi słowy, duży Katechizm próbuje uchwycić w obiektywną syntezę bogactwo prawd wiary – ich recepcję oraz subiektywne problemy z nią związane pozostawiając bardziej szczegółowej trosce opracowań przygotowywanych przez lokalne Kościoły. Zauważmy, że nawet najdoskonalsze przedstawienie treści prawd wiary o niczym jeszcze nie przesądza. To zaledwie początek, punkt wyjścia, zorganizowanie terenu i przygotowanie narzędzi. Do czego?
Odpowiedzi mogą mieć różny stopień głębi i ogólności: aby pogłębić znajomość wiary, aby ugruntować obecność Boga w życiu chrześcijanina, aby pomóc w poznaniu i przyjaźni z osobą Chrystusa... Najbardziej zwięzły cel (choć nadal ogólny) przypomina Katechizm Kościoła Katolickiego za Katechizmem Rzymskim: „Jedyny cel nauczania należy widzieć w miłości, która nigdy się nie skończy. Można bowiem doskonale przedstawić to, co ma być przedmiotem wiary, nadziei i działania, ale przede wszystkim trzeba zawsze ukazywać miłość naszego Pana, by wszyscy zrozumieli, że każdy prawdziwie chrześcijański akt cnoty nie ma innego źródła niż miłość ani innego celu niż miłość” (pkt 25).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.