Można by się zastanawiać czy to naiwność i nieznajomość konsekwencji pcha młodych w objęcia narkomanii. Ale rzecz nie jest taka prosta, bo przecież narkotyki biorą także ludzie wykształceni, studenci medycyny, ludzie z pierwszych stron gazet, a właściwie ze wszystkich środowisk. Don BOSCO, 10/2008
Sposobów jest dziesiątki, można wąchać, połykać, wstrzykiwać... Amfetamina, ecstasy, grzyby, kleje, kokaina, LSD, marihuana, opiaty, sterydy, barbiturany, benzodiazepiny i co tam jeszcze… A wszystko, żeby poczuć euforię, błogostan, przypływ nadludzkiej energii, doświadczyć „czegoś niesamowitego”, a tak naprawdę uciec od tego, co tu i teraz, od życia, z którym z jakichś powodów nie można sobie poradzić. Tyle tylko, że ceną tej ucieczki jest koniec końców rozpacz, zatracenie człowieczeństwa i w efekcie śmierć.
Można by się zastanawiać czy to naiwność i nieznajomość konsekwencji pcha młodych w objęcia narkomanii. Ale rzecz nie jest taka prosta, bo przecież narkotyki biorą także ludzie wykształceni, studenci medycyny, ludzie z pierwszych stron gazet, a właściwie ze wszystkich środowisk. Nie wiedzą? A może nie chcą wiedzieć, zaprzeczają, bagatelizują. Jak już zaczęli brać, to naturalne, bo tak jak potrafi kłamać narkoman, to chyba nikt inny na świecie, a najbardziej, najdłużej i najskuteczniej oszukuje samego siebie. Ale zanim zaczną? Co się dzieje? Po co wchodzą na drogę, która prowadzi do samozagłady?
Każdy z narkomanów miałby pewnie inną opowieść na ten temat. Historie różne, bo narkomania to choroba dotykająca wszystkich środowisk. Ale jest jeden wspólny mianownik każdej tej opowieści – doświadczenie braku miłości. Tej od najbliższych (źle wyrażona miłość w rodzinie), ale także zagubienie tej najważniejszej – Boga, który jest Miłością. A Miłość leczy, ratuje – wiedzą już o tym uczestnicy Pieszej Pielgrzymki Młodzieży Różnych Dróg na Jasną Górę.
Przed 30 laty
Trzydzieści lat temu na zlocie hipisów w Częstochowie, pewien narkoman – Mirek – zaproponował ks. Andrzejowi Szpakowi SDB zorganizowanie pieszej pielgrzymki na Jasną Górę właśnie dla hipisów. Wchodziło wtedy tyle pieszych pielgrzymek, a oni pozazdrościli i zechcieli mieć swoją. Ks. Szpak potraktował to poważnie i już w następnym roku dołączyli 40-osobową grupą do pielgrzymki warszawskiej. Mirek był jej sercem, odbył spowiedź, nawrócił się. W następnym roku była ich już setka, stworzyli swoją osobną grupę. Kolejny rok podwoił liczbę uczestników i niestety grupa okazała się za duża. Trudno było uczestnikom dostosować się do regulaminu pielgrzymki, więc kiedy w następnym roku do grupy zgłosiło się 500 osób, główny przewodnik – mając na uwadze problemy poprzedniego roku – zaproponował, żeby szli dzień za pielgrzymką.
„Coś więc trzeba było zrobić z tym jednym dniem – opowiada ks. Szpak – i stał się cud, blisko 500 osób skorzystało ze spowiedzi. Księża spowiadali całą noc. I prawie cała grupa ruszyła w stanie łaski uświęcającej. To był przełom. Ktoś z uczestników zapytał też wtedy o cel pielgrzymki. Po co właściwie iść? Ktoś więc rzucił hasło, że kto przejdzie 9 dni i nie zaćpa, wychodzi z grzania. I rzeczywiście, wiele osób przestało wtedy brać. Na trwałe. Wielu poszło na studia, założyło rodziny. To był naprawdę cud. Oni sobie pomagali nawzajem, dla niektórych przejście 40 km dziennie to był wyczyn, narkoman jest przecież wyniszczony, słaby”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.