Jak to możliwe, że „Solidarność” – wielomilionowy ruch społeczno-polityczny i organizacja związkowa, która walczyła z systemem komunistycznym na tyle skutecznie, że doprowadziła do kompromisu ze stroną partyjno-rządową oraz do wyborów, które wygrała, obecnie nie istnieje jako zinstytucjonalizowana siła polityczna? Znak, 10/2006
***
Jeśliby nawet zgodzić się z tą linią argumentacji, to przecież pozostawia ona znaczny niedosyt. „Solidarność” stanowiła opozycję szczególną: masową i zorganizowaną, zasobną i funkcjonującą demokratycznie, zakorzenioną w tradycji, wspieraną przez Kościół, kochaną przez społeczeństwo. Jak to możliwe, że zatraceniu uległa taka siła?
Na to pytanie socjologowie udzielają cząstkowych odpowiedzi, które określiłabym hasłem „komunistyczne dzieło zniszczenia”. Wprawdzie system komunistyczny nie był w stanie przekonać ludzi do siebie, ale był w stanie rozbić „Solidarność” – unicestwić jej struktury organizacyjne i zasoby, rozproszyć ludzi, zohydzić jej dobre imię, odebrać nadzieję.
Postrzeganie „Solidarności” śledzić można w badaniach CBOS. W 2000 r. większość badanych (69%) była przekonana o pozytywnej roli odegranej przez „Solidarność”. W roku 2005 takie oceny – w kontekście zbliżających się obchodów 25. rocznicy powstania „Solidarności” – były jeszcze lepsze: 70–73% badanych oceniało jej działalność w latach 1980–1981 pozytywnie3. Ale jednocześnie w latach 1994–2001 ponad połowa badanych sądziła, że wprowadzenie stanu wojennego było słuszne, a jego celem było uniknięcie obcej interwencji (25–28%) lub zapobieżenie wojnie domowej (17–19%). Nieco rzadziej wskazywano obronę ówczesnego systemu i utrzymanie się PZPR przy władzy (12–19%), znacznie rzadziej – zlikwidowanie„Solidarności” i opozycji (4–7%)4. Zatem i „Solidarność” była pozytywna, i stan wojenny słuszny. Świadomość społeczna nie musi być i nie jest logiczna. Tu istotne jest jednak, że postrzeganie przyczyn stanu wojennego i w konsekwencji jego akceptacja pozostaje w zgodzie z tezami strony komunistycznej.
Wreszcie, koronnym argumentem na rzecz tezy o komunistycznym dziele zniszczenia jest fakt, że po zalegalizowaniu „Solidarności” tylko część jej członków reaktywowała swoje członkostwo: o ile w czasie I Krajowego Zjazdu Delegatów w 1981 r. liczbę członków szacuje się na około 9,56 mln, to w czasie II Zjazdu w 1990 r. – na około 4,5 mln. Te pięć milionów ludzi mniej uznać można za „czystą stratę” lat 1982–1989.
***
Także druga odpowiedź pozostawia niedosyt i prowadzi do kolejnych pytań. Łatwo się zgodzić, że „Solidarność” A.D. 1989 była „po przejściach”. Ale wraz z powstaniem rządu Tadeusza Mazowieckiego solidarnościowe elity uzyskały możliwości legalnego działania. Pojawia się zatem pytanie trzecie o to, co przetrwało, o dziedzictwo tzw. pierwszej „Solidarności”, z okresu 1980–19815 , oraz pytanie czwarte o wykorzystanie tego dziedzictwa, choćby i uszczuplonego.
Powtórzmy pytanie: co przetrwało? Po pierwsze, pamięć. W 1995 r. 28% czyli 8,4 mln deklarowało przynależność do pierwszej „Solidarności”, a w 2005 r. – 24% czyli 7,2 mln. Oznacza to, że – biorąc pod uwagę wymieralność, emigrację itp. – członkowie pierwszej „Solidarności” nie zapomnieli ani nie przekreślili swojej przynależności. Ale czy ma to jakieś pozasentymentalne znaczenie? Wydaje się, że tak.