Jak to możliwe, że „Solidarność” – wielomilionowy ruch społeczno-polityczny i organizacja związkowa, która walczyła z systemem komunistycznym na tyle skutecznie, że doprowadziła do kompromisu ze stroną partyjno-rządową oraz do wyborów, które wygrała, obecnie nie istnieje jako zinstytucjonalizowana siła polityczna? Znak, 10/2006
Po drugie bowiem, członkowie pierwszej „Solidarności” oceniają komunistyczną przeszłość bardziej krytycznie, obecny ustrój jako lepszy niż poprzedni i ostatnich kilkanaście lat bardziej pozytywnie niż reszta. Na przykład, w 1997 r. 69% członków „Solidarności” sądziło, że obecny ustrój jest lepszy niż poprzedni, w 2005 r. – 49%, ale odpowiednie odsetki dla tych, którzy do „Solidarności” nie należeli, wynosiły 52% i 32%. W 2005 r. dobrze oceniło ostatnich 16 lat 44% członków „Solidarności”, ale 34% nie-członków. Trudno nie zauważyć, że wraz z upływem czasu narasta krytycyzm i rozczarowanie. Jednak to członkowie pierwszej „Solidarności” cenią sobie przemiany ostatnich lat – to oni stanowili społeczną bazę polskiej transformacji.
Po trzecie, członkowie pierwszej „Solidarności” doceniają demokrację w stopniu wyższym niż pozostali. Na przykład, w 1995 r. 41% członków „Solidarności” oceniło, że demokracja ma przewagę nad innymi formami rządów i 64% uznało, że warto jej bronić, a odpowiednie odsetki dla nie-członków wynosiły 33% i 54%; w 2001 r. odsetki te wyniosły 42% i 62% dla członków „Solidarności”, a 36% i 56% dla nie-członków.
Po czwarte, członkowie pierwszej „Solidarności” uczestniczą w wyborach na ogół w wyższym stopniu niż pozostali, co można uznać za praktyczne docenienie demokracji. Tylko w wyborach 1989 r. oraz w okresie eseldowskiej hossy w wyborach 2000 i 2001 r. członkowie „Solidarności” wzięli udział w stopniu porównywalnym z resztą. W pozostałych wyborach uczestniczyli częściej od 7 (1990) do 14 punktów procentowych (2005).
Po piąte, w okresie 1989–2005 zachowania wyborcze członków pierwszej „Solidarności” charakteryzowały się znaczną, choć nie idealną konsekwencją i wiernością. W 1989 r. członkowie „Solidarności” poparli stronę solidarnościową. W 1990 r. głosowali na Lecha Wałęsę. W 1993 r. ich głosy rozłożyły się na „Solidarność” i partie prawicy (m.in. Katolicki Komitet Wyborczy „Ojczyzna”, PC, BBWR). W wyborach 1995 r. preferowali Lecha Wałęsę stającego w szranki z Aleksandrem Kwaśniewskim. W 1997 r. poparli AWS (w 46%). Jednak w 2000 r. Kwaśniewskiemu udało się pozyskać poparcie większości członków „Solidarności”, choć częściej niż inni głosowali oni na Andrzeja Olechowskiego i Mariana Krzaklewskiego. Także w 2001 r. choć częściej niż inni głosowali oni na PO, PiS i UW, to największa ich część oddała swój głos na koalicję SLD–UP. Dopiero w 2005 r. PiS zdołało skupić głosy 47% członków „Solidarności”.
Ten szkic do portretu pozwala sformułować wniosek, że na poziomie jednostek, ich świadomości i postaw, „Solidarność” jeszcze nie umarła. Solidarnościowe elity i przywódcy polityczni dostali na początek wielki kapitał – zbiorowość ludzi naznaczonych chwalebnym doświadczeniem historycznym i symbolicznym, odrzucającą przeszłość i opowiadającą się za zmianami, prodemokratyczną i głosującą na „swoich” (jeśli ci „swoi” dali jej szansę). Czegóż więcej można oczekiwać?
***
Pozostaje pytanie czwarte o to, jak przywódcy strony solidarnościowej ów kapitał wykorzystali.
Trzeba jednak zacząć od tego, że warunki działania były obiektywnie trudne ze względu na bezprecedensowy zakres, głębokość i tempo zmian. Claus Offe ukuł pojęcie triple transition, na co składa się demokratyzacja, urynkowienie i budowanie państwa. A do tego trzeba jeszcze dodać zmianę sojuszy wojskowych i otwarcie na wpływy z Zachodu. Niezmiernie trudno jest nie tylko zarządzać zmianami tak kompleksowymi i szybkimi, ale choćby znaleźć się wobec nich – solidarnościowym elitom nie było łatwo.