Kiedy przysłuchuję się sporom o ocenę z religii na świadectwie szkolnym, odnoszę silne wrażenie, że oto – z dobrej woli, ze słusznych i zacnych pobudek – zabrnęliśmy w ślepą uliczkę. Nader rzadko powracamy dziś do tego tematu. Znak, 9/2007
3. Szkolna katecheza zaciera w świadomości dziecka różnicę między wiedzą a wiarą. Wciśnięta w harmonogram lekcji szkolnych, szczególnie w szkole podstawowej, traci sakralny charakter, staje się nauką, a właściwie tworem naukopodobnym. Musi tak być, bo szkoła jest miejscem, w którym pobiera się nauki, od historii po lekcje wuefu. Teoretycy mogą sobie i innym tłumaczyć, że nie, że to przygotowanie do sakramentów, że to formacja moralna i duchowa, ale dla dwunastolatka szkolna katecheza to jeszcze jedna z lekcji, na którą trzeba odrobić zadanie, dzieje apostolskie to jeszcze jeden fragment tekstu, z którego trzeba się nauczyć, kto, gdzie i kiedy, Pismo Święte to jeszcze jeden podręcznik, wciśnięty na biurku między matematykę i język angielski. W ten sposób już na wstępnym etapie kształcenia zaciera się różnicę między sferą wiary a sferą nauki, rozmywa się tę szczątkową intuicję metodologiczną, którą zdolniejsi uczniowie zwykle potrafią sobie wypracować, rozmywa się rozumienie takich terminów jak dowód, przesłanka, wniosek, teoria. Wyuczony dogmat o Trójcy Świętej formalnie zaczyna funkcjonować w umyśle ucznia tak jak traktat wiedeński – i nie pomogą tutaj zaklęcia teoretyków. Wyrastają młodzi ludzie, którzy za ministrem Orzechowskim będą powtarzać, że teoria ewolucji jest tylko teorią, a nie faktem naukowym i stawiać ją na jednej płaszczyźnie metodologicznej z Księgą Rodzaju. Zatarcie różnicy między wiarą a nauką skutkuje nie tylko upośledzeniem zdolności naukowych dziecka – jeszcze silniej upośledza jego wiarę.
4. Katecheza szkolna oddala od kościoła. Piszę „kościół” małą literą, bo chodzi mi po prostu (i aż) o miejsce, o budynek, a właściwie o pewien obszar sakralny, od którego katecheza – przeniesiona do szkoły – została oderwana. Moja salka katechetyczna mieściła się w suterenie nowo powstającego kościoła. Idąc na katechezę, szedłem do kościoła, miałem poczucie, że te zajęcia odbywają się, by tak trywialnie rzec, na terenie sakralnym. Dla dorosłego człowieka może to nie mieć większego znaczenia, dla dziecka jednak ma. Przynajmniej dla mnie miało. Dziecko porządkuje sobie świat, terytorium, po którym się porusza, wedle wyrazistych miejsc: szkoły, domu, kościoła, boiska; między tymi obszarami, wraz z ich przyległościami, wytycza o wiele silniejsze granice, niż czynią to dorośli. Przekroczenie granicy oznacza dla dziecka wejście w nową rolę: ucznia, parafianina, domownika, kolegi z podwórka. Z dziecięcym entuzjazmem potrafi się w każdej z tych ról „zatracić”. To jedna z przyczyn, dla których ogromna część z nas nie lubiła odrabiać zadań w domu (znakomicie rozumieją to pedagodzy tych krajów, w których lekcje odrabia się w szkole, pozwalając dziecku po powrocie do domu „zatracić” się w swojej roli syna czy córki). Lekcje religii w szkole zrywają związek z kościołem, zmuszają dziecko do podejmowania problematyki wiary nie z pozycji wiernego, ale z pozycji ucznia.
5. Katecheza jako przedmiot szkolny przyczynia się do wykluczenia dzieci nie wierzących oraz wyznających inną religię niż rzymski katolicyzm. To oczywiście argument najczęściej przywoływany – i niepozbawiony racji. Szkoła jest miejscem, w którym w jednej klasie spotykają się dzieci wierzące z niewierzącymi, wychowane w tradycji rzymskiej z dziećmi protestantów, zielonoświątkowców, żydów, muzułmanów, świadków Jehowy. Rodzice niekatolików mają święte prawo wychowywać swoje dzieci w ich własnej wierze. Tylko co te dzieci mają robić podczas lekcji rzymskiej katechezy? Słuchać o wierze swoich kolegów i koleżanek – niby nic w tym złego, szkoda tylko, że mało kto będzie miał ochotę słuchać, co oni, inaczej wierzący, mieliby do powiedzenia. Czy przyjdą na katechezę czy też przeczekają ją w świetlicy, przez tę jedną godzinę będą uczniami drugiej kategorii, innymi, obcymi, dla których nikt nie przewidział stosownego miejsca.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.