Jak interpretować i oceniać to, co stało się w ostatnich tygodniach w Birmie, zważywszy że wiadomości na temat powstania mnichów wciąż są niepełne i fragmentaryczne? Do jakiego stopnia ten protest i jego zdławienie mogą wpłynąć na dalszy rozwój wypadków? Znak, 11/2007
Cóż zatem pozostaje robić w takich okolicznościach przyjaciołom Birmy za granicą czy samym Birmańczykom, którzy od lat próbują „wyszarpać” dla siebie choć odrobinę wolności i normalności, a dziś, jak się wydaje, ponieśli w tych staraniach jeszcze jedną porażkę? Z pewnością nie było to ostateczne starcie. Z rozmów, które stosunkowo niedawno, choć jeszcze przed ostatnimi protestami, przeprowadziłem w Birmie, wynikało, że członkowie Generacji ’88 i Narodowej Ligi na rzecz Demokracji są przygotowani na długie trwanie i nieuniknione ofiary. I choć dziś, gdy dochodzą mnie słuchy o ich zatrzymaniach czy przypadkach torturowania w birmańskich aresztach, trudno się wspomina tamte słowa, to jednak nie pozwalają one na zupełną utratę nadziei i wiary w możliwość zmian. W końcu żaden system nie trwa wiecznie, a władza birmańskiej junty, mimo pozorów siły, jest w pewnej mierze iluzoryczna – w każdym razie nie jest na pewno „rządem dusz”, czego dowodzi masowość ostatnich ulicznych protestów. Trzeba też pamiętać o tym, że tak traumatyczne wydarzenia jak stłumienie „buntu mnichów” pozostawiają ślady w świadomości wojskowych dowódców i nie jest wykluczone, że prędzej czy później zaowocują rozłamem w ich szeregach, choć dziś – co wypada zaznaczyć – mówienie o takiej możliwości jest raczej przejawem myślenia życzeniowego niż wynikiem analizy faktów. Te zaś nie nastrajają optymistycznie.
Kiedy piszę te słowa, przypomina mi się mała akwarelka, którą dostałem w Rangunie od sędziwego malarza U Thet Nyunta. Namalowana w roku 1999, przedstawia urokliwy, ale przepełniony atmosferą bezbrzeżnego smutku pejzaż: samotną palmę, a w oddali stary, chylący się ku upadkowi dom w cieniu egzotycznego drzewa sein bann, o liściach koloru tętniczej krwi. Wiedziałem, w jakich okolicznościach powstał ten obrazek. Było to w trakcie kilkunastoletniej rozłąki jego twórcy z uwięzionym synem – U Thet Nyunt jest bowiem ojcem Min Ko Nainga, wspomnianego wcześniej przywódcy Generacji ’88. Gdy zapytałem U Thet Nyunta o atmosferę czasu, kiedy malował ten pejzaż, powiedział, że najgorsze było poczucie osamotnienia, ale odkąd syn wyszedł na wolność w 2004 roku, wszystko się zmieniło: zmienił się też ton jego prac. Teraz Min Ko Naing ponownie trafił do niesławnego kompleksu więziennego Insein w Rangunie. A mnie coś ściska za gardło, gdy zastanawiam się, co teraz maluje jego ojciec i jak długo może potrwać obecny okres jego twórczości.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.