Po śmierci Fidela Castro można się spodziewać procesu stopniowych reform, które wprowadzą bardziej racjonalną gospodarkę i osłabią niepokoje wśród społeczeństwa wywołane przez kryzys ekonomiczny. Raul zdaje sobie sprawę, że w przeciwnym wypadku wzrastające niezadowolenie na ulicach znajdzie ujście w buncie. Znak, 11/2007
Kubańczyków pozbawiono swobód politycznych i ekonomicznych. Nie mają wolnych wyborów, wolności prasy i wolności słowa. Ich zarobki, mierzone w niewymienialnym peso narodowym (w skrócie CUP, nazywanym też peso kubańskim), wynoszą równowartość 10 euro miesięcznie, w dodatku za większość produktów, na które nie przysługują kartki reglamentacyjne, mogą zapłacić tylko peso wymienialnym (tzw. peso convertible, w skrócie CUC, wprowadzone w zamian za dolara amerykańskiego w 2004 r.) – a jego wartość jest już dużo wyższa. Nie mogą inwestować ani założyć własnej firmy. A na dodatek przeważnie nie wolno im nawet korzystać z najlepszych plaż i hoteli, które zarezerwowane są dla turystów z zagranicy. Uprzywilejowanie cudzoziemców kosztem własnych obywateli tworzy swoisty turystyczny apartheid, w którego istnienie trudno uwierzyć. Pozostaje on jednak faktem.
Na Kubie posiadanie samochodu to oznaka luksusu. Tak samo jest z telefonem komórkowym – ma go zaledwie 1 procent populacji i jest to najniższy wskaźnik w całej Ameryce. Dostęp do Internetu jest przywilejem zarezerwowanym dla garstki osób.
Co więc stanie się z Kubą, kiedy Fidel Castro umrze?
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że sytuacja nie jest zbyt optymistyczna. Wiele wskazuje na to, że po dyktaturze Fidela nastąpi dyktatura jego brata, Raula Castro. Obdarzona pełnym zaufaniem obecnej władzy garstka „raulistów” – żołnierzy w podeszłym wieku, swoistej castrowskiej gerontokracji – kontrolująca kubańskie siły zbrojne i za ich pośrednictwem również pozostałe rządowe resorty, umocniła w ostatnim czasie swoją pozycję.
Bez wątpienia Raul Castro i jego otoczenie zdają sobie sprawę, że aby móc dalej kontrolować sytuację, muszą zaprowadzić pewne zmiany. Na razie oświadczenia o jakichkolwiek reformach są tylko pustą retoryką, ponieważ Fidel Castro, choć chory, nadal powstrzymuje nawet najmniejsze mające wpływ na codzienne życie zmiany w systemie. Dyktator napisał ostatnio (albo zarządził, by napisano za niego) artykuł przeciwko jakimkolwiek reformom, zatytułowany Nadrewolucjoniści, występując w nowej dla siebie roli publicysty. Ale po jego śmierci, zrazu nieśmiało, uruchomione zostaną pewne procesy ratowania stojącej na skraju bankructwa gospodarki kraju. Kuba wybierze „chińską drogę” albo być może lepszą – wskazaną w latach 80. przez wietnamską Doi Moi – Wielką Odnowę.
Najbardziej prawdopodobna hipoteza zakłada, że kiedy Raul Castro przejmie całkowitą władzę, zapoczątkuje program stopniowych reform wzorowany na doświadczeniach chińskich i wietnamskich. Od początku lat 90. brat Fidela, a teraz tymczasowy dyktator, podkreśla swój podziw dla tych modeli. Jego „strategia na przeżycie” polega na łączeniu pełnej, „bezlitosnej” kontroli politycznej i szacunku dla spuścizny po swoim bracie z otwartością w dziedzinie gospodarki, która, wciąż sterowana przez państwo, zacznie się rozwijać. Raul skłania się bardziej ku zaadaptowaniu na Kubie wietnamskiego modelu „otwartych drzwi” Doi Moi, który zastosowało „pragmatyczne” skrzydło Komunistycznej Partii Wietnamu w 1986 roku po śmierci przywódcy Le Duana. Raul Castro uważa, że choć model chiński przyniósł ze sobą pozytywne doświadczenia, pozbawił jednak państwo kontroli nad gospodarką, okazał się zbyt otwarty i spowodował rewolucję na placu Tiananmen. Przyszły kubański władca za wszelką cenę chciałby uniknąć takiej sytuacji, gdyż zdaje sobie sprawę, że mógłby jej nie opanować.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.