Powstaje coraz więcej prac ukazujących pierwszą wojnę światową jako wielki przełom, kiedy procesy modernizacyjne osiągnęły natężenie tak ogromne, że przekształciły świat dogłębnie i nieodwracalnie Znak, 11/2008
Być może przykładem takiego mechanizmu jest sytuacja, gdy intelektualiści, krytykując to, co nie podoba im się w świecie, w którym żyją, przygotowują, nie zawsze świadomie, jego upadek – upadek, który i dla nich samych będzie tragedią. Po prostu myśl teoretyczna ma tendencje do samoczynnego radykalizowania się, do dążenia do wewnętrznej konsekwencji i spójności za wszelką cenę, choćby oznaczało to radykalne potępienie rzeczywistości w której przecież w sumie da się żyć – w odróżnieniu od utopijnego ideału.
Przynajmniej od czasu rozważań Edmunda Burke’a o rewolucji francuskiej podobne uwagi wypowiadano wielokrotnie. Łatwy do pojęcia jest też mechanizm, w którym poprzednie wojny, dawno minione, nie działają już odstraszająco, co zwiększa prawdopodobieństwo wybuchu następnej. Oba te mechanizmy łączą się jakoś ze sobą: nastroje egzystencjalnego pesymizmu znajdują żyzny grunt chyba wtedy właśnie, kiedy nie ma poważniejszych problemów. Takie mechanizmy nie są niczym nieuniknionym, ale warto się im przyjrzeć, bo mogą w pewnych sytuacjach zadziałać również w przyszłości.
Często przywoływany kontrast między liberalnym dziewiętnastym i okrutnym dwudziestym wiekiem jest prawdziwy, jeśli chodzi o pierwsze pięćdziesiąt lat po 1914 roku, i absolutnie nieprawdziwy, jeśli chodzi o czasy późniejsze. W ostatnich kilku dziesiątkach lat rany się zabliźniły, pamięć tragedii zbladła, a wolność i dobrobyt tym razem już na pewno przekroczyły wielokrotnie to wszystko, co ludzkość zdobyła w jakiejkolwiek poprzedniej epoce.
Zarazem – i to wydaje mi się pewną analogią z epoką, o której pisałem – również i teraz nastroje kultury wydają się bardziej pesymistyczne, niżby można się spodziewać, patrząc na „rzeczywisty” rozwój wydarzeń.
Być może najważniejszym „obrokiem duchowym”, jaki możemy wynieść z dziejów roku 1914 jest konieczność pamiętania o tym, że wszystko jest możliwe, że o niczym nie da się powiedzieć: „w naszych czasach to nie do pomyślenia!”, i że cały rozwój, wszystkie wspaniałe perspektywy, nadzieje, plany i oczekiwania, mogą w każdej chwili zostać przekreślone – a nawet jeśli w pięćdziesiąt lat później świat wróci do normy, i nastąpi nowa era równie wspaniałego rozwoju, to dla tych, których normalne życie przerwane zostało przez kataklizm, nie będzie to już miało żadnego znaczenia.
*****
MACIEJ JANOWSKI, historyk, profesor w Instytucie Historii PAN oraz Central European University w Budapeszcie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.