Czy osoba, której zaszczepiono określone cechy, będzie mogła uznać je za część swojej osobowości i określić siebie jako wolnego autora swoich czynów? Nie wiemy. Lecz właśnie ta niemożność udzielenia odpowiedzi budzi największy niepokój Znak, 2/2009
Jedną z najbardziej doniosłych metafor opisujących ludzką kondycję jest metafora wędrówki, której początek i koniec okryte są tajemnicą. Paul Ricoeur pisał o śmierci jako o tajemnicy wielkiej i mrocznej. Tajemnicy, która zniewala i o której nie możemy powiedzieć nic ostatecznego. Prawda o początkach życia również pozostaje przed nami zakryta. Wciąż pytamy, jak to się stało, że z połączenia dwóch komórek powstaliśmy MY, przepełnieni życiem, absolutnie niepowtarzalni, i wciąż nie znajdujemy odpowiedzi.
Człowiek od zawsze pragnął przekraczać swoją ludzką ograniczoność; chciał zgłębić naturę świata, dowiedzieć się, kim jest. By osłonić swoją bezbronność, podporządkował sobie ziemię. Cały świat rzeczy, który stworzył, imponujące osiągnięcia nauki i techniki wyrastały z marzeń o wielkości i doskonałości. Także wielkie utopie, które tak bardzo pobudzały wyobraźnię i pociągały za sobą miliony, mają swe korzenie w pragnieniu, któremu najpełniejszy wyraz dał Platon w Państwie: by słabego i ułomnego człowieka przemienić w istotę lepszą i silniejszą.
Mniej egoistyczną. Doskonalszą. Totalitaryzmy, które były próbą zmiany ludzkiej natury, zawsze kończyły się klęską. Człowiek wcześniej czy później zrzucał jarzmo nowych praw. Natury ludzkiej nigdy dotąd nie udało się w pełni zniewolić.
W 2006 roku odszyfrowano cały kod genetyczny człowieka. Po raz pierwszy ludzkość stanęła przed możliwością sięgnięcia do absolutnych podstaw własnego gatunku. Spełnienie marzeń o lepszym, doskonalszym człowieku może być kwestią lat. Czy jednak eugenika, dając człowiekowi władzę nad nim samym, nie zaprowadzi ludzkości na manowce? Czy, paradoksalnie, nie doprowadzi człowieka
do samozniewolenia? Co się stanie, gdy w sprzeciwie wobec ograniczoności ludzkiej natury zaczniemy ją współtworzyć, zmieniać i czynić sobie poddaną?
Zaniepokojeni i zafascynowani nowymi możliwościami, stawiamy pytania o granice ingerencji w ludzki genom, o status osobowy zarodka i prawo do badania go, o prawo rodziców do genetycznego ulepszania swoich dzieci. Wizja świata, w którym można będzie decydować o cechach przyszłych pokoleń, pociąga nas i przeraża. Nie sposób objąć całości dyskusji toczącej się na ten temat, chciałabym jednak rozważyć pytanie, które leży u podstaw wszelkich niepokojów – którędy przebiega granica między wolnością moją a wolnością drugiego człowieka, nawet jeśli ten drugi jeszcze się nie narodził?
Gdzie szukać odpowiedzi? Jakim językiem i na jakiej płaszczyźnie podjąć debatę? Nasza wielokulturowa społeczność ludzka nie wyznaje wiary w tego samego Boga, więc w dyskusji żadne argumenty teologiczne nie mogą być podstawą. Także filozofia, która dawniej podejmowała się prób uniwersalizacji moralności, gdy zawiodła ją metafizyka, odsunęła się od etycznych rozstrzygnięć.
Nie ma niepodważalnych i zdolnych przekonać każdego racji, że istnieje powszechna hierarchia wartości. Nie ma nawet przekonujących argumentów na obronę tezy, że wartości w ogóle istnieją. Postkantowskie teorie deontologiczne wyjaśniają, jak i dlaczego stosujemy normy moralne, ale na pytanie, dlaczego w ogóle powinniśmy być moralni, nie dają żadnej odpowiedzi. Czy zatem, wobec piętrzących się trudności, pytanie o granice ingerencji w ludzki genom należy zarzucić? Wbrew wszelkim formalnym przeszkodom pojawiają się mocne głosy; Habermas, Arendt i inni intelektualiści, zaniepokojeni presją świata medycznego, podejmują rzetelną dyskusję, wobec której nie można pozostać obojętnym.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.