Zestawiane szczegółowo okoliczności narodzin, bilans otwarcia, listy dokonań i zaniechań obu niepodległości tworzą raczej katalog różnic niż podobieństw. Tym bardziej ważne jest, by dostrzec coś więcej, coś ponad to, co jednak spaja oba wydarzenia w jeden wspólny nurt polskich dziejów. Znak, 5/2009
Nie był to przypadek. Solidarność była wielkim ruchem wolnościowym Polaków, który po 13 grudnia 1981 nabierał stopniowo zabarwienia antykomunistycznego, jednak trudno mu przypisać wyraźnie zwerbalizowany i powszechnie akceptowany kierunek niepodległościowy. Oczywiście idee takie żyły i gdzieś podskórnie krążyły (także przed 1980 rokiem), nie stanowiły jednak wyraźnego, powszechnie uświadamianego celu.
Rok 1989 nie dostarczył zatem Polakom tak mocnego, zbiorowego przeżycia, tym bardziej, że przecież istniała jakaś forma – to prawda, że ułomnej i uwierającej, ale też jakoś oswojonej – państwowości: PRL. Czy była to państwowość nasza, nie nasza, a może częściowo nasza? Jej poważne wyniszczenie miało inny, niewidoczny gołym okiem charakter. Po szarych i brudnych, ale przecież niezburzonych ulicach miast kursowały tramwaje, funkcjonowały szkoły, urzędy, szpitale, dymiły kominy fabryczne, stąd też wyzwanie nowego czasu wydawało się znacznie mniejsze.
Nie trzeba też było walczyć o granice. Symboliczne pojednanie z Niemcami w Krzyżowej zdawało się zapowiadać niczym nie zmąconą sielankę, a zmiany polityczne za wschodnią granicą biegły w dobrym kierunku, co dawało poczucie bezpieczeństwa. Dlatego też, o ile w dwudziestoleciu międzywojennym można było, choć nie bez trudności i nie od razu, znaleźć akceptowany powszechnie moment założycielski niepodległego państwa (11 listopada), o tyle jak dotąd nie udało się go uzgodnić i zaakceptować dla III RP.
Najwięcej przemawia za tym, aby z kilku możliwych był to dzień 4 czerwca 1989 roku, jednak jak na razie świadomość tego nie jest powszechna. Tamta niepodległość miała też ludzką twarz, oblicze wąsatego człowieka w szarym mundurze. Czyja twarz może symbolizować obecną?
I bez tego jednak nowa sytuacja wyzwoliła u wielu Polaków znaczne pokłady zablokowanej wcześniej energii i woli działania. Jednak w tym wypadku jej wydatkowanie miało charakter raczej indywidualistyczny niż zbiorowy, czytelny na przykład w sferze politycznej. Przypomnijmy dla porządku, że w odbywających się w niezwykle trudnych okolicznościach wyborach w styczniu 1919 roku frekwencja wyniosła 68 procent, gdy tymczasem w o wiele bardziej komfortowych warunkach w czerwcu 1989 roku – tylko 62 procent, by następnie stopniowo maleć (wyjątek stanowiły wybory prezydenckie w 1995 roku).
Strategia nowych elit polegająca na tym, aby eksponentów systemu komunistycznego wprząc jak najmocniej w budowanie nowego demokratycznego ładu, była zapewne słuszna, ale pociągnęła za sobą wysokie koszty. Jednym z nich była niewątpliwie odczuwana przez wielu Polaków trudność identyfikowania się państwem, w którym dotychczasowi „właściciele PRL” odgrywają nadal ważną, chwilami może nawet decydującą rolę.
Pytanie „czyja jest Polska?”, które w dramatycznych okolicznościach padło przed laty z sejmowej trybuny, jest właśnie wyrazem tej trudności i zarazem bezradności. Oczywista niemożność wykluczenia z powstającej nowej wspólnoty licznych środowisk identyfikujących się z PRL przyczyniła się walnie do tego, że taka wspólnota dotychczas nie powstała.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.