Przed teorią nie ma ucieczki

Możliwe, iż dla ludzi mojego pokolenia nowe teorie są trudne do zrozumienia. Jeśli idzie o mnie, zdarza się, że po uważnej lekturze dochodzę do przekonania, iż daną myśl można było wyrazić znacznie prościej i że po takim przekładzie okazuje się banałem albo arbitralnym paradoksem. Znak, 10/2009



Według Ellisa to sprzężenie powoduje, że w bardzo niedogodnej sytuacji postawieni są ewentualni oponenci – albo oskarża się ich o moralną niewrażliwość (akceptowanie segregacji rasowej itp.), albo o staroświeckość i umysłowe ograniczenie.

Język nauki się zmienia, a możliwości absorpcyjne starszego pokolenia badaczy są z reguły ograniczone, więc jakaś cząstka racji w drugim z tych zarzutów jest. Pamiętam, że kiedy Jakobson wystąpił z rozprawą Poetyka w świetle językoznawstwa, to jego sformułowania wydawały nam się niesłychanie skomplikowane, a dziś prawdopodobnie każdy student polonistyki traktuje je jak abecadło. Możliwe, iż dla ludzi mojego pokolenia nowe teorie są trudne do zrozumienia. Jeśli idzie o mnie, zdarza się, że po uważnej lekturze dochodzę do przekonania, iż daną myśl można było wyrazić znacznie prościej i że po takim przekładzie okazuje się banałem albo arbitralnym paradoksem.

Warto jednak dopowiedzieć, że manifest Ellisa nie bierze się z frustracji kogoś, kto nie jest już czytany, ale z poczucia, że to, co dzisiaj nazywane jest literaturoznawstwem, okazuje się radykalnym uproszczeniem zdobyczy humanistyki sprzed dziesięcioleci. To zarzut, jaki stawia krytykom, których zalicza do nurtu „rasy-gender-klasy”. Znamienne są uwagi o Stanleyu Fishu, który zapożyczył od Thomasa Kuhna teorię rewolucji naukowej, zupełnie nie znając całej tradycji filozofii nauki – Koła Wiedeńskiego, Poppera itd. Ellis sugeruje, że ten rodzaj ignorancji stoi u źródeł mgławicowości pojęciowej języka, którym posługują się często literaturoznawcy.

Jest rzeczywiście coś takiego, że wielu współczesnych literaturoznawców zapomina o przeszłości swojej dyscypliny. To można zaobserwować również w pracach naszych autorów, którzy rzadko kiedy sięgają do prac swoich dalszych poprzedników, a przy tym wolą przytaczać badaczy zagranicznych niż polskich… Ale zasób liczących się w naszej dziedzinie prac tak się w ostatnich dziesięcioleciach rozrósł, że trudno wymagać od młodego badacza, żeby to wszystko, co potrzebne do w pełni odpowiedzialnego opracowania jego tematu, zdołał sobie przyswoić. Konieczny jest taki skok, decyzja: przerywam lektury przygotowawcze i siadam do pisania, choć wiem, że wszystkiego, co należy, nie poznałem.

Ale z analiz Ellisa, które choć uszczypliwe, wydają się jednak uczciwe, wynika, że przynajmniej do roku 1997, kiedy powstała jego książka, to, co proponuje się w nowych teoriach, jest na ogół znaczną symplifikacją wiedzy uprzedniej. Ellis zestawia na przykład Diltheya z nowym historyzmem, przywołuje w kontekście krytyki „rasy-gender-klasy” teorię interpretacji Leo Spitzera…

Przede wszystkim jest czymś szkodliwym. I to trzeba wyraźnie powiedzieć. Jest zacieśnieniem problematyki badań literackich do jednego tylko czynnika – ideologicznego. I to czynnika, który wcale nie jest decydujący dla wartości globalnej większości utworów literackich i ma się nijak do satysfakcji estetycznej, której czytelnik od utworu literackiego oczekuje. Bo odbiorcy na ogól nie interesuje, czy Szekspir i Conrad służyli ideologii kolonialnej. Moje pokolenie też przeszło przez podobną chorobę w latach 1950.

Z tego, co Pan mówi, ale także z niepewności co do własnej racji bytu, którą wyczuwam choćby w definicji teorii literatury, którą cytował Pan za Cullerem, wynika, że istnieje jednak jakieś poczucie impasu w literaturoznawstwie.

Notabene Culler złożył w książce The Literary in Theory samokrytykę: „To, co nazywamy teorią, najwidoczniej nie jest teorią literatury – pisał. – Niezależnie od faktu, że teoria służy jako przezwisko dla teorii literackiej i kulturowej”. Co więcej, zadeklarował, że szuka „sposobu naprawienia tego zaniedbania przez zbliżenie teorii do literatury”. I tutaj jeszcze zaskakujący dodatek – oraz „ujawnienie tego, co literackie w samej teorii”. W każdym razie, zdaje on sobie sprawę, że błędem jest zastąpienie tradycyjnej teorii literatury studiowaniem wielkich koncepcji humanistycznych, ktore inspirują badania literackie lub sterują nimi, ale nie są częścią teorii literatury. Żeby było jasne – nie jestem przeciwko tym teoriom, bo ich znajomość jest bardzo potrzebna teoretykowi literatury, ale nie nazywajmy wieloryba delfinem… Teoria literatury to jedna dziedzina, a rożne teorie humanistyczne – druga.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...