Niektórzy rodzice nie dają wiary, iż ich dziecko może źle postępować, np. wagarować, pić alkohol, narkotyzować się, palić papierosy, przebywać w demoralizującym środowisku, prostytuować się, kraść etc. W rozmowach można usłyszeć: „Moje dziecko?! Nie, nigdy! To niemożliwe!” Zeszyty Karmelitańskie, 3/2008
Źle rozumiana i przeżywana solidarność rodziców ze swoim dzieckiem wynika ze wstydu rodziców przed przyznaniem się do bezradności, nieumiejętności w radzeniu sobie w trudnych sytuacjach, braku czasu poświęcanego dziecku oraz braku odwagi przed przyznaniem się do szeregu błędów popełnianych w wychowywaniu swoich dzieci. W takich sytuacjach najlepsze wydaje się przerzucenie winy na szkolę, inne osoby (np. koleżankę czy kolegę dziecka, innych rodziców lub instytucje), by samousprawiedliwić się, zyskać lepsze samopoczucie.
Niektórzy rodzice nie dają wiary, iż ich dziecko może źle postępować, np. wagarować, pić alkohol, narkotyzować się, palić papierosy, przebywać w demoralizującym środowisku, prostytuować się, kraść etc. W rozmowach można usłyszeć: „Moje dziecko?! Nie, nigdy! Ono w domu jest bardzo dobre, ja nie mam z nim żadnych kłopotów w domu, pomaga mi, nie pyskuje. To niemożliwe!”
Często za to słyszy się zarzuty takich rodziców wobec szkoły, wychowawcy czy pedagoga szkolnego: „A co szkoła zrobiła w tej sprawie! Dlaczego Pan/Pani nie powiadomiła nas o tym? Jak szkoła ma zamiar rozwiązać ten problem?!” lub też pojawia się zakaz: „Proszę się nie wtrącać w nasze rodzinne sprawy. Jakim prawem Pan/Pani wtrąca się w nasze sprawy!” Niestety, nieczęsto słyszy się: „Proszę o pomoc! Chcę podjąć ze szkołą współpracę, by pomóc mojemu dziecku”.
W takiej sytuacji pomoc dziecku okazuje się niemożliwa. Brak zgody rodziców na ingerencję lub „trwała toksyczna koalicja” rodzica z dzieckiem zmniejsza, a niekiedy nawet przekreśla szanse na „zdemaskowanie” grających swoje role aktorów – dziecka i rodziców oraz podjęcie skutecznej interwencji. Dziecko w ten sposób „chronione” staje się nie do zniesienia w klasie, jest utrapieniem dla nauczycieli oraz wychowawcy. Oddziaływanie zaś szkoły jest ograniczone i może się odbywać tylko w ramach obowiązujących procedur, przyjętych i zaakceptowanych przez rodziców (jak wiadomo, więcej przywilejów i praw ma obecnie uczeń, aniżeli nauczyciel i szkoła).
Co robić w takiej sytuacji? Skoro niemożliwa jest współpraca z rodzicem, należy uczynić wszystko, co możliwe, by wejść w koalicję z uczniem, nawiązać z nim pozytywne relacje, pokazać dobre wzorce, uświadamiać, nazywać „po imieniu” konsekwencje złych zachowań (i skutki dobrych), dokonywać z dzieckiem „bilansu zysków i strat”, wzmacniać każde dobre zachowanie, wyciągać konsekwencje za złego postępowania, włączać niesforne dziecko (jeśli problemem nie są wagary i dziecko systematycznie przychodzi do szkoły) do atrakcyjnych działań, które są przywilejem ucznia w szkole.
Jak pracować z rodzicami? Jeśli się da, nie bać się w sposób taktowny i delikatny, z zachowaniem godności – stopniowo uświadamiać rodzicom, co tracą, a co zyskują „kryjąc” swoje pociechy, wyręczając je lub chroniąc.
Warto też pamiętać o tym, że nie zawsze nauczyciel, wychowawca czy szkoła będą mogli pomóc. Należy i ten wariant wziąć pod uwagę, zachować dystans do tak trudnych spraw, nie obwiniać się za rzekome „porażki”. Nauczyciel nie jest wszechmogący i wszechwiedzący. Zróbmy tyle, ile jest możliwe. Zadaniem szkoły jest wspierać rodziców w wychowaniu. Ale za wychowanie dzieci ostatecznie odpowiadają rodzice.
*****
MIROSŁAW CHMIELEWSKI CSsR – dr teologii pastoralnej, wykładowca katechetyki i dydaktyki w WSD Redemptorystów i Księży Marianów; prowadzi zajęcia zlecone w INoR KUL w Lublinie; członek Zarządu Głównego i trener Stowarzyszenia Pedagogów NATAN. Lublin.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.