„Nie możecie mieć dziecka” – taką diagnozę słyszy niejedno małżeństwo. I wtedy rodzi się pytanie: Jeśli nie w sposób naturalny, to jak? Czy wybrać in vitro, czy adopcję? Trzy pary opowiedziały nam o swojej niełatwej walce o dziecko. Magazyn Familia, 10/2008
Zdała też sobie sprawę, że weszła w coś, w co nie powinna wchodzić. „Ta sztuczna ingerencja w moje ciało i psychikę stała się nie do zniesienia. Czułam, że nieudolnie bawię się w Pana Boga” – mówi. Tym mocniej przeżyła niepowodzenie. Nie potrafiła się pogodzić, że nie może być mamą, ale równocześnie wiedziała, że już nie podejdzie do tej, jak mówi, „koszmarnej procedury”.
Choć inni nie dają szans
Kiedy w połowie ubiegłego roku Agnieszka i Michał Pietrusińscy poszli do ośrodka adopcyjnego, wrócili rozczarowani. „Pani psycholog stwierdziła, że nie jesteśmy jeszcze gotowi do adopcji” – opowiada Agnieszka.
Jednak gdy wkrótce potem otrzymała tekst do tłumaczenia z języka angielskiego, okazało się, że dotyczy on nowego podejścia do leczenia niepłodności – tzw. naprotechnologii (technologii naturalnej prokreacji), opracowanego w USA. Wkrótce zdobyła też książkę ze świadectwami kobiet, którym pomogło leczenie tą metodą. „Doszłam do wniosku, że lekarze źle zdiagnozowali moje kłopoty z płodnością”.
Gdy jesienią ubiegłego roku przyjechał do Polski amerykański naprotechnolog, doktor Phil Boyl, przedstawiła mu wyniki badań. „Przyjrzał się im, zaproponował leczenie i powiedział, że daje nam 75 procent szans na poczęcie dziecka, choć inni nie dawali nam żadnych szans, pomimo urodzenia już jednego dziecka!” – mówi Agnieszka.
Pietrusińscy to jedno z pierwszych polskich małżeństw, które się poddało naprotechnologii. Nie poprzestali jednak na tym. Postanowili się też przyczynić do upowszechnienia tej metody w Polsce. „Zrobiłam kurs instruktora obserwacji cyklu w Nowym Jorku i prowadzę teraz w Polsce pary małżonków z problemami z płodnością” – mówi Agnieszka.
Piotr i Marzena myślą o trzecim dziecku – możliwe, że też je adoptują. Zwrócą wtedy uwagę na ośrodek adopcyjny. „Byliśmy w katolickim ośrodku w Warszawie – twierdzi Piotr. – Najpierw odbyliśmy tam kurs, który był naprawdę świetny. Nie wyobrażam sobie adopcji bez takiego przygotowania”. Ale i oni spróbują naprotechnologii, bo jedno drugiego nie wyklucza. Nie poddadzą się natomiast in vitro.
Podobnie jak Renata i jej mąż. Od ich nieudanej próby minęły już dwa lata. Czas podleczył rany. „Wiara dała mi siłę – stwierdza Renata. – Jestem teraz praktykującą katoliczką, wzięliśmy z mężem ślub kościelny”. Także nie wyklucza adopcji i również zainteresowała się naprotechnologią. W odróżnieniu od in vitro, te metody nie sprawiają problemów moralnych. I nie powodują wyrzutów sumienia.
CO TO JEST In vitro?
In vitro to grupa technik, w których do zapłodnienia dochodzi poza ustrojem matki. Możemy je podzielić w zależności od tego, w jakim stadium przenoszona jest nowa istota ludzka do macicy lub jakim sposobem się tego dokonuje. Klasyczne zapłodnienie in vitro to FIVET, czyli połączenie gamet męskich i żeńskich w probówce, a następnie przeniesienie embrionów do macicy.
Oprócz technik in vitro istnieją także inne zabiegi medyczne, które pomagają zajść w ciążę. Najczęściej wykorzystywane są techniki inseminacji (sztucznego wprowadzania nasienia do ustroju kobiety). Oprócz tego można wyróżnić przenoszenie gamet (przy użyciu laparoskopii lub przez pochwę). W obu tych grupach do zapłodnienia (poczęcia) dochodzi wewnątrz ustroju matki.
Pragnienie posiadania dziecka należy do istoty życia. Gdy nie ma na to nadziei, medycyna potrafi ingerować w naturę. Wyboru metody dokonują jednak rodzice – nie tylko na podstawie lekarskiej diagnozy, ale także zgodnie ze swoim sumieniem.
Alternatywa dla in vitro
O naprotechnologii (od słów natural procreative technology) mówi się coraz częściej jako o nowej metodzie, alternatywnej do zapłodnienia in vitro. Została ona opracowana na początku lat 80. XX wieku w Stanach Zjednoczonych przez profesora Thomasa W. Hilgersa.
Metoda ta polega na bardzo dokładnej diagnostyce niepłodności, m.in. poprzez drobiazgową analizę fizjologicznych i biochemicznych cyklów w okresie całego cyklu miesiączkowego oraz leczeniu zaburzeń endokrynologicznych (czyli związanych z działaniem gruczołów wydzielania wewnętrznego, np. jajników) i zmian anatomicznych w układzie rozrodczym. Obejmuje niektóre techniki wspomaganego rozrodu. Stosując tę metodę, na polu walki z niepłodnością osiągnięto już wiele sukcesów. Nie zapewnia ona jednak zdiagnozowania i wyleczenia wszystkich przypadków niepłodności.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.