Misja nadziei

Dzieci ulicy mają brudne buzie, są spocone i zmęczone. Nie chodzą do szkoły. Pracują, aby pomóc rodzicom utrzymać młodsze rodzeństwo. Śpią w kartonach albo studzienkach ciepłowniczych, gdzie często giną zalane wrzątkiem z pękających rur. Ich oczy tracą z czasem błysk wiary w to, że kiedyś będzie lepiej Magazyn Familia, 3/2009



„To zrozumiałe, że odczuwali lęk przed obcą rzeczywistością – tłumaczy bliskich Monika. – Ja też nie wiedziałam, jak będzie na miejscu. Pojawiło się zagadnienie zaufania ośrodkowi salezjańskiemu, ale przede wszystkim zaufania Panu Bogu, ponieważ w istocie robi się to dla Niego, a nie z innych małostkowych ambicji”. I dodaje: „Wolontariat to kwestia powołania i łaski, która jest dana człowiekowi.

Bez tego nie można pomagać i nie da się pokonać trudności, jakie związane są z tak trudną pracą i jej warunkami. Niektórzy podziwiają mnie za to, że wyjechałam, a ja podziwiam ich pracę w kraju. Każdy ma swoją drogę, a to była jedna z moich ścieżek”.

Wolontariuszka po powrocie do Polski nie mogła się odnaleźć. Tęskniła za dziećmi, szczególnie za swoim peruwiańskim chrześniakiem, Saturino Casa Castilio, wróciła więc do Peru na kolejne trzy miesiące. Potem pojechała jeszcze na miesięczny projekt misyjny do Ugandy. Chcąc podzielić się zdobytym podczas wyjazdów doświadczeniem, Monika Winiarska napisała książkę Serce dla Peru. Obecnie udziela się, pracując w kraju na rzecz polskich dzieci ulicy. Opracowywała także założenia programu polskiej pomocy zagranicznej realizowanego przez MSZ.

30 różnych historii

Mieszkałem na ulicy 3 lata, w studzience ciepłowniczej z innymi chłopakami. Często zmienialiśmy studzienki, kryjąc się przed policją. Nikt z nas nie chciał trafić do sierocińca. W ciągu dnia szukaliśmy jedzenia, wieczorem wracaliśmy do „domu”. Najwięcej uzbieraliśmy na śmietnikach i na bazarze spożywczym, wśród przeterminowanej żywności wyrzuconej przez sprzedawców. Soyolo, 19 lat, wychowanek salezjańskiej placówki Salvio Home w Mongolii.

Ośrodek Salvio Home w Mongolii skupia około 30 chłopców w wieku od 7 do 19 lat, choć niekiedy przebywają tam i dwudziestolatkowie. W tym miejscu rok spędziła wolontariuszka Izabela Paszke. Dziś pokazuje swoich wychowanków na zdjęciach, ocierając łzy wzruszenia. Ośrodek Salvio Home powstał na prośbę mongolskiego rządu, który potrzebował wsparcia.

Sytuacja w Mongolii od czasu upadku komunizmu jest bardzo trudna. Po roku 1989 rząd mongolski stanął przed problemami alkoholizmu, bezrobocia, przemocy w rodzinie oraz dzieci ulicy. Ośrodek salezjański zapewnia dzieciom, które wcześniej żyły na ulicy, opiekę materialną, ale też wychowawczą i edukacyjną. Chłopcy chodzą do szkoły Don Bosco, prowadzonej przez salezjanów. Kiedy ją kończą, salezjanie pomagają im nie tylko znaleźć pracę, ale też zaopatrują ich w niezbędne dobra materialne, np. tradycyjny mongolski dom – namiot zwany jurtą.

„Oprócz wspierania chłopców i pomagania im w nauce, wspólnie z nimi przygotowywałam posiłki i sprzątałam – opowiada Izabela Paszke. – Z własnej inicjatywy utworzyłam przedszkole oraz teatr. Zajmowałam się pierwszą pomocą. Kiedyś policja skierowała do nas sześcioletniego chłopca, którego mama biła pogrzebaczem, a potem wyrzuciła na ulicę. Opatrywałam mu rany na całym ciele, również na głowie…”.



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...