Misja nadziei

Dzieci ulicy mają brudne buzie, są spocone i zmęczone. Nie chodzą do szkoły. Pracują, aby pomóc rodzicom utrzymać młodsze rodzeństwo. Śpią w kartonach albo studzienkach ciepłowniczych, gdzie często giną zalane wrzątkiem z pękających rur. Ich oczy tracą z czasem błysk wiary w to, że kiedyś będzie lepiej Magazyn Familia, 3/2009



Takich przypadków jest mnóstwo. Każde z tych dzieci ma własną historię. Wolontariuszka z przejęciem opowiada o kolejnych chłopcach. Unro w tym roku ukończył szkołę, uzyskał dyplom, obecnie pracuje w polskiej firmie budowlanej. Odnalazł matkę, co było jego marzeniem, i wie, że ma brata, który również mieszka na ulicy. Unro chce połączyć rodzinę, zabrać brata do domu. Ma wielkie plany, uczy się angielskiego.

Lekcja miłości i pokory

Ludzie nazywają nas ściekowymi dziećmi, omijają nas. Nasza jurta spłonęła, kiedy miałem 7 lat. Ojciec zaczął pić, mama odeszła, zostałem z ojcem. Poznał jakichś typków i pił z nimi. Często był tak pijany, że przewracał się na ulicy. Byłem zbyt mały, żeby go podnieść. Pewnego razu, kiedy znowu upadł pijany, pomyślałem sobie: „Nie mogę tak żyć”. Uciekłem. Wędrowałem ulicami, zbierałem jedzenie po śmietnikach, żebrałem na ulicy. Czasem nie mogłem znaleźć jedzenia nawet przez kilka dni. Zemdlałem. Nauczyłem się, że nie jest dobrze leżeć głodnym, bo można tak umrzeć. Lepiej iść, iść… Dolgion, 15 lat, wychowanek salezjańskiej placówki Salvio Home w Mongolii.

Dzieci ulicy mają brudne buzie, są spocone i zmęczone. Nie chodzą do szkoły. Pracują, aby pomóc rodzicom utrzymać młodsze rodzeństwo. Śpią w kartonach albo studzienkach ciepłowniczych, gdzie często giną zalane wrzątkiem z pękających rur. Ich oczy tracą z czasem błysk wiary w to, że kiedyś będzie lepiej. Nie ma dla nich miłości. Zamiast niej oddychają klejem, aby zapomnieć o głodzie, opuszczeniu i samotności. Doświadczają wszystkiego: głodu, pragnienia, przemocy, wojen, sieroctwa, chorób. To im jadą z pomocą wolontariusze. Jadą i sami wracają odmienieni.

„Gdyby nie miłość do tych dzieci, pewnie nie starczyłoby mi sił do pracy – mówi Izabela Paszke. – Trudno jest być wolontariuszem, choćby w tak prostych sytuacjach, kiedy np. trzeba wstać wcześnie rano po uprzednio ciężkim dniu, aby przygotować śniadanie, a na zewnątrz temperatura 40 stopni C. Ale warto! Za uśmiech, za nadzieję, która rozbłyska w ich oczach. Praca na misji jest ciężka, ale jest w tym jakaś nadzieja. Problemy nakładają się na siebie, a potem znienacka spada pomoc. W końcu, gdyby było inaczej, bez problemów i trosk, to czy byłoby tu miejsce na misję?”.

Małgorzata Łokaj przyznaje, że trzy miesiące spędzone w dziećmi ulicy nauczyły ją wiele o sobie i o drugim człowieku. Przede wszystkim doznała najważniejszego, czyli bycia z drugim i dla drugiego, ale także pokory wobec cierpienia. Otrzymała szansę doświadczenia prawdy o tym, że nie jest ważne, ile się posiada, w jakiej części świata się żyje, jakim językiem się mówi i jaki ma się kolor skóry.

„To, co najważniejsze, kryje się w słowie: człowiek” – zapewnia wolontariuszka. Twierdzi, że wrócić z misji, która opiekuje się chłopcami ulicy, to znaczy zaangażować się w innym miejscu na rzecz tych znanych i nieznanych dzieci, o których świat współczesny może nigdy nie usłyszeć, jeśli świadkowie – właśnie wolontariusze – będą milczeć. „Nie jest łatwo żyć w Europie, zapominając o tym, jak żyją mieszkańcy Afryki, jak żyją dzieci ulicy w Ugandzie.

Jaka to rzeczywistość? Która jest bardziej realna: nasza czy ich? Po doświadczeniach pracy z dziećmi ulicy już nikt nigdy nie wraca do rzeczywistości sprzed wyjazdu” – mówi z przekonaniem wolontariuszka, której marzeniem jest powrót do Ugandy oraz przywiezienie stamtąd do Polski przedstawicieli chłopców z ośrodka misyjnego.





«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...