Tajemnice i... skandale! Rzecz o Kościele; mniej może o kościelnej teraźniejszości (chociaż kto wie?), a bardziej o przeszłości. Fantazja podsuwa wielkie, a czasem wręcz odrażające „fakty”. A jest zupełnie jak ze straszliwym symbolem francuskiego absolutyzmu – Bastylią, w której, gdy ją zdobyto, znaleziono siedmiu więźniów List, 9/2006
Pięć wieków rewelacji
Rozpowszechnianie na wielką skalę częściowo tylko prawdziwych informacji o Kościele zaczęło się w pierwszych latach reformacji, gdy zarówno ze strony protestantów, jak i wiernych Rzymowi padały kłamstwa i oskarżenia o zbrodnie. Gutenbergowski wynalazek, upowszechniający się od kilkudziesięciu lat, przyczyniał się nie tylko do szybkiego przekazywania „faktów”, ale też do ich utrwalania, czy to w bibliotekach, czy to w zbiorach prywatnych.
W dużym stopniu przekazali je „do wierzenia” antychrześcijańscy pisarze oświecenia, na przykład Voltaire. Z różnych, przez wieki nagromadzonych „faktów” obicie korzystała potem ateistyczna propaganda w bolszewickiej Rosji (na przykład pismo „Biezbożnik”), a także w innych krajach znajdujących się w streie wpływów Moskwy.
Dziś, w dobie kultury obrazkowej i bezpardonowej walki o widza, utrwalanie się mitów, najczęściej skandalizujących, jest w swej brutalności porównywalne do tego z okresu reformacji, acz – dzięki rozwojowi techniki – możemy mówić o sporym udoskonaleniu tego procesu. Od czasu do czasu, raczej częściej niż rzadziej, jesteśmy atakowani najróżniejszymi „odkryciami”, mającymi na celu podważenie fundamentalnych prawd chrześcijaństwa. Tak było z tak zwaną ewangelią Judasza. Powściągliwość w komentarzach lub nawet milczenie biblistów stanowiło najtrafniejszą odpowiedź, nie tyle na samo „odkrycie” (rzecz była od dawna znana), ale na sensacyjne interpretacje na poziomie pism brukowych.
Sekretne archiwa
Niejako dyżurnym antykościelnym tematem są rzekome tajemnice (w podtekście: okropne zbrodnie) strzeżone w archiwach watykańskich. Sprawa dziwna, bo splot zakłamań i ignorancji żeruje na krańcowej naiwności czytelników, słuchaczy, zwykłych poszukiwaczy niesamowitości.
Rzecz tymczasem ma się następująco. Istniejąca od tysiąca sześciuset lat Bibliotheca Apostolica Vaticana dokonała w XVII w. wyodrębnienia ze swych zbiorów zespołu, który został nazwany Archivum Secretum Vaticanum. Może to określenie secretum jest zachętą do szukania sensacji? Tyle tylko, że to właśnie archivum za Napoleona (który w 1807 r. włączył Państwo Kościelne do swego imperium) zostało wywiezione do Francji, a potem, po klęsce cesarza, odwiezione z powrotem do Rzymu. Nie ma najmniejszych wątpliwości, choćby tylko na podstawie naszej wiedzy o antypapieskim nastawieniu ówczesnych Francuzów, że wiele tych źródeł zostało – niekoniecznie w sposób naukowy – „odtajnionych”. Natomiast od 1884 r. są one, decyzją Leona XIII dostępne wszystkim uczonym, bez względu na wyznanie i światopogląd. Oczywiście sposób udostępniania zbiorów, jak w każdym kraju, regulują odpowiednie przepisy. Jakiekolwiek więc pisanie o „potwornościach skrywanych w archiwach watykańskich” jest wykorzystywaniem ludzkiej nieświadomości.