Idąc przez życie, sami wybieramy ścieżki i sposoby zdobywania świętości. W swoich sercach stawiamy lustra i sprawdzamy, czy pasujemy do obrazu świętości, który sobie nakreśliliśmy. Nawet nie dostrzegamy, że w tych lustrach odbija się karykatura nas samych. To wciąż jest dzieło człowieka. List, 10/2006
Rezygnacja
Ogarnięty zwątpieniem i zniechęceniem Eliasz ułożył się pod janowcem i zasnął. Wtedy nad swoim zdesperowanym prorokiem pochylił się Bóg. Pojawił się Jego posłaniec – anioł, który przyniósł pożywienie i nakazał prorokowi, by powstał, jadł i pił. Bóg nakazał mu dalej żyć. Jedz, a więc żyj. Eliasz nie od razu jednak porzucił pragnienie śmierci – po spożyciu posiłku ponownie zasnął. Czynił tak wielokrotnie. Zsyłając posiłek, Bóg dawał mu do zrozumienia, że cierpienie niekoniecznie musi służyć śmierci. Często jest etapem prowadzącym do życia nastawionego na całkowitą zależność od Boga. Dlatego anioł Pański stale powtarzał Eliaszowi: „Wstań i jedz, bo przed tobą długa droga!”. Bóg nie zgodził się, by prorok zrezygnował ze służby. Przeciwstawił się jego desperacji. Nie tylko chciał, aby Eliasz w dalszym ciągu żył, lecz również, aby na nowo podjął podróż. Musi iść dalej, aby się przekonać, że nie wszystko jest stracone. Na razie Bóg nie stawia przed nim żadnych prorockich zadań, mówi mu tylko: „Idź”. Posłuszny Eliasz wyruszył, ale nie był jeszcze gotowy na porzucenie swego zniechęcenia. Kiedy po czterdziestu dniach wędrówki dotarł do góry Horeb, zamiast zapytać Boga o nowe polecenia, wszedł do jaskini i po raz kolejny zasnął.
Co działo się w sercu Eliasza? Zapewne widział rzeczywistość w czarnych barwach, wszystko utraciło dla niego sens. Był przekonany, że jego starania poszły na marne. Nie dopuszczał do siebie myśli, że wydarzenia na górze Karmel mogły przemienić serca Izraelitów. Świadomie trwał w stanie zniechęcenia, a nawet jeszcze bardziej się w nim pogrążał. Okazało się, że w tym śmiertelnym letargu można się zadomowić, można się dobrze poczuć. Eliaszowi było wygodnie nie podejmować walki o życie, a jedynie biernie oczekiwać tego, co się stanie. Nic go nie obchodziło. Jego ciągłe zapadanie w sen obrazuje, że – mimo wyraźnych wezwań Boga – niczego nie chciał zmieniać.
Skarga
Na górze Horeb Bóg zainterweniował ponownie i zapytał proroka wprost: „Co ty tu robisz, Eliaszu?”. Ten poskarżył się, że Izraelici zerwali Przymierze, rozwalili ołtarze, pozabijali proroków i czyhają na jego życie, a jest już przecież ostatnim żyjącym świadkiem Przymierza. Uciekł więc i pragnie wszystko zakończyć. Mimo że „płonął żarliwością”, nie obronił Przymierza. Zawiódł jako prorok. Nie ma już nadziei ani dla niego, ani dla narodu. Powodów swojego rozgoryczenia Eliasz szukał wszędzie dookoła, ale nie widział ich jeszcze w sobie. Zestawiał swoją gorliwość i swoje starania z nienawiścią i przemocą Izraelitów. Jeszcze nie dostrzegał, że jego rozczarowanie wynika raczej z tego, że to, co się wydarzyło, nie pasowało do jego dotychczasowej wizji bycia prorokiem Boga, według której działał i układał plany na przyszłość. Eliasz wyrzucił z siebie całą gorycz, rozczarowanie, a także lęk. Bóg swoim pytaniem sprowokował ten wybuch, wyrwał proroka z apatii, w jakiej trwał od wielu tygodni.