W ojcostwie duchowym, podobnie jak w przypadku ojcostwa fizycznego, chodzi o zrodzenie. Tyle że o zrodzenie - jak to określał św. Paweł - do życia wiecznego. Każdy z nas do takiego ojcostwa musi dojrzewać. Jeżeli tego nie robi, to dziecinnieje, karłowacieje. List, 12/2006
Do Ojca pewnie też przychodzą ludzie z takim głębszym pragnieniem…
Tak i wtedy staram się na nie odpowiadać – po prostu. Wiem, że przychodzą, bo czują się duchowo zagubieni. Tak jak ludzie chcą, by ktoś pomógł im odnaleźć się w dzisiejszym, pełnym niepokoju świecie, tak samo – patrząc z perspektywy wiary – chcą odnaleźć się w relacji z Bogiem, zaprzyjaźnić się z Nim. Próbuję jakoś im w tym pomóc.
Nie zastanawiał się Ojciec nad tym, że być może ludzie, którzy się do Ojca zwracają, poszukują - w sensie duchowym - własnej tożsamości? Czy nie jest tak, że człowiek, by odkryć, kim jest, musi - mówiąc metaforycznie - odnaleźć ojca?
Tak uważacie?
Ojciec nigdy nie „szukał” swojego ojca?
Szukałem, owszem, ale nie przyszło mi do głowy, że szukam ojca, bo cały czas miałem go w zasięgu ręki. Brakowało mi natomiast czegoś innego. Tak się złożyło, że gdy byłem jeszcze dzieckiem, moja rodzina często się gdzieś przeprowadzała, potem, już jako zakonnik, też musiałem wiele podróżować. Odkryłem wtedy, że nie mam swojego punktu odniesienia, miejsca, o którym mógłbym powiedzieć, że jest moje. W wymiarze duchowym takie miejsce znalazłem, okazało się nim tabernakulum. Zrozumiałem, że przed Panem Jezusem, niezależnie od tego gdzie przebywałem, zawsze byłem „u siebie”. Ale przez cały czas poszukiwałem jeszcze czegoś innego, chciałem odnaleźć swój „dom rodzinny”, korzenie.
Ojcowiznę, ojczyznę...
Zgadza się. Ciekawym odkryciem było dla mnie to, że kiedy odwiedzałem Niedomice, w których mieszkałem od urodzenia do piątej klasy szkoły podstawowej, czułem, że są mi obce. W kamienicy, w której się urodziłem, żyje teraz ktoś inny, w następnym bloku, gdzie później mieszkaliśmy, to samo. Szukałem więc dalej. I pewnego dnia odnalazłem. Odnalazłem przedziwne miejsca, z których pochodzą moi rodzice, a w których nigdy de facto nie mieszkałem, nie byłem zameldowany. I właśnie w nich czuję się dobrze. To jest mój dom. Pierwsze miejsce to Jarosław, z którego pochodzi tata. I nie chodzi tu nawet o jego dom, ale o samo miasto. O klimat, który ono tworzy, o klimat, który tworzy np. znajdujące się w nim sanktuarium maryjne. Tam czuję wyraźnie swoje korzenie. Drugim miejscem jest rodzinna wioska mojej mamy, położona pod Tarnowem. I tu też nie jest ważny ten jeden, konkretny dom; po prostu przyjeżdżam tam i wiem, że jestem u siebie.