Ruch Światło–Życie jest jednym z nielicznych, który zrodził się na polskim gruncie. I wciąż najliczniejszym. Założony przez ks. Franciszka Blachnickiego miał obrońcę i przyjaciela w osobie kardynała Wojtyły. Idziemy, 10 sierpnia 2008
„W czasie pierwszych oaz młodzież podzielona była na kilkuosobowe grupy. Te spotkania, przerodziły się potem w tzw. ewangeliczną rewizję życia. Ks. Blachnicki w czasie konferencji uczył wtedy, jak żyć tajemnicami Różańca. Przy tajemnicy Zwiastowania Matce Bożej stawiał pytania: Czy potrafimy słuchać Słowa Bożego?. Przy tajemnicach Bolesnych: Jak przyjmujemy wydarzenia każdego dnia i czy traktujemy je jako Bożą wolę?. Dzień kończył Pogodny wieczór, czyli wspólna zabawa ze śpiewem przy gitarze. Wszyscy uczyli się na tych wyjazdach odpowiedzialności za grupę. Wyznaczone były dyżury: gospodarczy, porządkowy, liturgiczny. To one dały początek istniejącym dziś diakoniom” – mówi pani Dorota.
Choć w pierwotnym zamyśle oazy miały służyć jedynie formacji ministrantów, to szybko się okazało, że trzeba tworzyć grupy dla kolejnych zainteresowanych. Od 1957 r. zaczęły odbywać się oazy dla dziewcząt, od 1963 r. dla młodzieży, potem co dwa lata następne: w 1965 r. dla kapłanów, w 1967 r. dla młodzieży męskiej, w 1969 r. dla alumnów, w 1971 r. dla młodzieży studiującej, pracującej i dla dorosłych.
„Na rekolekcje przyjeżdżali też małżonkowie, ale najczęściej jedno z nich musiało zostać z dziećmi w domu. Dlatego ks. Franciszek w 1973 r. zorganizował oazy dla rodzin, nazywane dziś Domowym Kościołem” – opowiada Dorota Seweryn. Kiedy okazało się, że ludzie wracają na wakacyjne rekolekcje, ks. Blachnicki wprowadził stopnie formacyjne. Na I stopniu odbywa się przyjęcie Boga jako Zbawiciela, na II stopniu – wyjście z grzechu, stopień III uczy zakorzenienia w Kościele, który jest wspólnotą wierzących.
Na oazy przyjeżdżały tłumy. Trudno było znaleźć już wioski, które by je przyjęły. Zaczęto więc szukać miejsc w innych diecezjach. Tak ruch oazowy zaczął ogarniać całą Polskę.
Taka inicjatywa w Kościele nie podobała się władzy ludowej. Zaczęły się szykany. Najpierw próbowano karać pomysłodawcę. Ale ks. Blachnicki żył w takim ubóstwie, że komornik wychodził od niego z pustymi rękoma. Dlatego władza zaczęła karać gospodarzy, którzy przyjmowali oazowiczów. „Czasem po kilka osób przychodziło na kontrolę – wspomina dziś z uśmiechem pani Dorota. Milicjant, pracownicy z biura meldunkowego, z oświaty, Sanepidu i inni. Kontrola trwała dotąd aż choćby jedna z osób znalazła pretekst do wystawienia mandatu”. W jednym z dobrze utrzymanych gospodarstw komisja oceniała, że dom ma… za wysokie stopnie schodów. Przy innym domu w potoku znaleziono zardzewiałą puszkę.
Oazowicze z całej Polski składali się wtedy po kilka groszy na zapłacenie mandatów. Poczta została zalana przekazami na drobne sumy. Władza wróciła więc do karania ks. Blachnickiego. Wstrzymano przydział koksu na ogrzewanie budynku, w którym mieściło się biuro oazowe. Poczta tym razem tonęła w węglowym pyle, bo zasypały sterty paczek od oazowiczów zawierające po kilka kilogramów węgla.
O tamtym okresie mówi się „kar-nawał”. „Była to walka bez przemocy. Ks. Franciszek wzywany był na rozprawy, ale dla Pana Boga gotów był wszystko znieść. Niczego nie robił dla siebie, ale z myślą o wiernych. W tamtym czasie wiele powołań kapłańskich rodziło się wśród oazowiczów” – wspomina pani Dorota.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.