W ciągu roku szkolnego Msza św. dla dzieci odprawia się w każdej prawie parafii. Są też specjalne Msze św. dla przedszkolaków, drugo- i trzecioklasistów, młodzieży uczącej się i pracującej, studentów, małżeństw niesakramentalnych. Ale konia z rzędem temu, kto znajdzie Mszę św. dla zwykłej, przeciętnej rodziny. Idziemy, 7 września 2008
Szkoda mi lata. Z żalem żegnam na rok niedzielne zgromadzenia, w których bez kompleksów uczestniczą rodzice małych dzieci. Bo latem, czy to w pustawym kościele parafialnym, czy w jakimkolwiek miejscu wypoczynku, mogą oni pojawić się z wózkiem albo ruchliwym berbeciem na dowolnym, nawet bardzo uroczystym nabożeństwie. Mogą przebywać wewnątrz świątyni, nie chowając się za filarami albo wychodząc na dziedziniec. Wysłuchać czytań w komplecie i normalnego kazania. Przypomnieć sobie brzmienie organów i pomodlić się tradycyjnym śpiewem liturgicznym. I nie muszą się obawiać znaczących spojrzeń lub, co gorsza, komentarzy współuczestników liturgii albo celebransa: „Co tu robią? Przecież jest specjalna Msza św. dla dzieci!?”.
Na szczęście bowiem w czasie wakacji wszystkie Msze św. są dla wszystkich. W ciągu roku szkolnego Msza św. dla dzieci odprawia się w każdej prawie parafii. Są też specjalne Msze św. dla przedszkolaków, drugo- i trzecioklasistów, młodzieży uczącej się i pracującej, studentów, małżeństw niesakramentalnych. Ale konia z rzędem temu, kto znajdzie Mszę św. dla zwykłej, przeciętnej rodziny. Dla tej pokaźnej części Kościoła, która tworzy Kościół domowy i wychowuje najmłodszy Kościół. I w związku z tym ma wiele wspólnych problemów. Potrzebuje ujrzenia ważnych dla siebie spraw – ludzkich, małżeńskich, rodzicielskich – w świetle wiary. Nie mogę zrozumieć, dlaczego ta właśnie część Kościoła, która zbiera się co tydzień w jednym czasie i miejscu – co marketingowo wydawałoby się sytuacją idealną – jest pozbawiona starannej, systematycznej katechizacji podczas Mszy św.! Dlaczego musi niedomagać duchowo z powodu braku kontaktu ze Słowem Bożym w pełnym wymiarze, z pięknem i dostojeństwem liturgii? Dlaczego dorośli okupujący ławki i nawy są mniej ważni od grupki dzieci zebranych przed ołtarzem? Dlaczego skazuje się ich na infantylizację zamiast ewangelizacji? Oby odpowiedź nie brzmiała: bo tak jest łatwiej! I dla nich, i dla duszpasterzy, i dla całego ludu Bożego.
Policzmy: zanim dziecko dorośnie na tyle, by rzeczywiście brać udział w Eucharystii dla najmłodszych, mija 6–8 lat. W przypadku liczniejszego potomstwa okres ten wydłuża się nawet do 15–20 lat! Przez wszystkie te lata rodzice chodzą na Mszę św. dla dzieci. Bo tam obecność uciążliwych niewątpliwie maluchów jest w kościele akceptowana. Tyle że cena uzyskanego w ten sposób świętego spokoju bywa słona.
Być może specjalne Msze św. dla rodzin z małymi dziećmi byłyby rozwiązaniem. W tym gronie nikt by się nie przejmował, że najmłodsi biegają, popłakują czy szturmują prezbiterium. Mógłby za to odnieść więcej duchowej korzyści. Chociaż ja z nostalgią myślę o miejscu, gdzie jak równy z równym przebywały kobiety i dzieci razem z pięcioma tysiącami mężczyzn. Co prawda, nikt ich nie liczył, ale mogły bez przeszkód brać udział w najważniejszym zgromadzeniu swoich czasów. Mimo że z pewnością dziecięcy płacz czasem zagłuszał słowa Nauczającego.
Na razie jednak pozostaje pocieszać mi się myślą, że mój najstarszy syn ma przystąpić w tym roku szkolnym do Pierwszej Komunii św. Jeżeli przygotowania będą solidne, możemy mieć z mężem nadzieję, że zostaniemy – przy okazji – objęci katechizacją. W przeciwnym wypadku spodziewalibyśmy się raczej, że znów zostaniemy na rok w tej samej klasie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.