Dusza w czyśćcu widzi i rozumie swoją niedojrzałość, której musi się pozbyć w procesie oczyszczenia. Cywilizacja, 31/2009
„Ja jestem prawdziwym krzewem winnym,
a Ojciec mój jest tym, który go uprawia.
Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu,
odcina, a każdą, która przynosi owoc,
oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy [...].
Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie”
(J 15, 1-2, 8).
W Bogu nie ma stagnacji. Ani życie doczesne, ani tym bardziej czyściec i niebo nie są doświadczaniem jakiegoś zawieszenia i bezruchu. Jezus mówi o swym Ojcu, że jest tym, który działa (J 5, 17). Całe dzieło miłosierdzia, obejmujące również stan czyśćca, ukierunkowane jest na rozwój. Ma na celu taką dojrzałość człowieka, która umożliwi mu wejście w pełnię relacji z Bogiem.
Czyściec – tajemnica odkupienia
Aby dobrze zrozumieć, czym jest czyściec, nie wystarczy poprzestać na stwierdzeniu, że w tajemniczy sposób współistnieją w nim Boże miłosierdzie i sprawiedliwość. Można powiedzieć, że jest to spojrzenie od strony działającego Boga. Ale na czyściec możemy także spojrzeć od strony ludzkiego doświadczenia, a wówczas ukaże się naszym oczom jako tajemnica dorastania na różne sposoby niedojrzałego człowieka. Pamiętajmy jednak, że zarówno Boże miłosierdzie i sprawiedliwość, jak i prawda o dorastaniu – to nie są doświadczenia niezależne. One wzajemnie się warunkują i przenikają. Współistniejąc tworzą rzeczywistość czyśćca.
Czyściec jest swoistym stanem, w którym dusza pozbywa się wszystkich, nawet najmniejszych śladów skoncentrowanej na sobie miłości. Opuści go przeniknięta miłością doskonałą, którą cechuje pełnia oddania się Bogu, uwielbienia Go i skoncentrowania wyłącznie na Nim. W momencie sądu szczegółowego człowiekowi dane jest dogłębne poznanie miary tej niedojrzałości. On wyraźnie widzi i odczuwa, że to, co sobą prezentuje, nie jest zdolne, by spotkać się z Miłością. Uświadamia sobie wagę pierwszego i największego przykazania. Rozumie też, czego to przykazanie od niego wymaga. „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem” (Mt 22, 37). Za życia człowiek kochał Go częścią swego serca, duszy i umysłu. Większość ich przestrzeni wypełniała troska o własne dobro. W czyśćcu, gdzie realizacja największego z przykazań jest sensem istnienia, podobnie jak i w niebie, uczy się dorastać – poprzez oczyszczający go ogień – do wymogów tej miłości.
Dusza w czyśćcu widzi i rozumie swoją niedojrzałość, której musi się pozbyć w procesie oczyszczenia. Św. Katarzyna z Genui napisała o tym procesie, iż Bóg daje duszy „pewną przyciągającą siłę płomiennej miłości, zdolnej duszę w nicość obrócić, gdyby dusza nie była nieśmiertelna. Bóg przekształca w ten sposób duszę w samego Siebie, tak że ona nie widzi nic innego, jak tylko Jego. On ją nieustannie, coraz silniej przyciąga, rozpala w niej ogień swej miłości i nie przestaje działać, dopóki jej nie doprowadzi do stanu pierwotnej nieskazitelności, w której została stworzona [...].
Dalej dusza w nadprzyrodzonym świetle widzi, jak Bóg ze swej wielkiej miłości i w nieustannej opatrzności nigdy nie przestaje jej przyciągać i prowadzić ku całkowitej doskonałości, a czyni to ze szczerej miłości. Jednak nieodpokutowany grzech nie pozwala iść za tą przyciągającą siłą Boga, czyli za tym pojedynczym spojrzeniem, jakim Bóg ją darzy, by ją przyciągnąć ku sobie. Nadto dusza poznaje, co to za nieszczęście być pozbawioną bezpośredniego oglądania Światła Bożego. Rodzi się więc w niej instynkt – owa żądza zrzucenia więzów, aby bez zapory mogła się zbliżyć do owego jednoczącego spojrzenia. Powtarzam, że właśnie świadomość takiego położenia stwarza męki, jakie dusze cierpią w czyśćcu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.