Jak zareagują ludzie, gdy biskupi opowiedzą się za wstąpieniem do Unii, ale następnie – po kilku latach od wejścia Polski do UE – na skutek presji instytucji europejskich zostanie obalona obecna ustawa o ochronie życia poczętego, wprowadzona eutanazja, „małżeństwa” homoseksualne itp.? Więź, 1/2003
Właśnie te dwie perspektywy – ewangelizacji i konkretnych rozstrzygnięć ekonomicznych – trzeba wyraźnie rozróżnić. Choć, jak widzimy, ewangelizacja i ekonomia są ze sobą powiązane, to jednak bez świadomości tego rozróżnienia Kościół może wyjść rozbity i osłabiony z nasilającego się sporu, bez względu na wynik referendum. Pierwsza perspektywa, choć nie jest dogmatem wiary, powinna stać się oficjalną linią Kościoła w Polsce i w tym sensie być przyjęta przez wszystkich katolików; druga jest sprawą osobistego rozeznania w sumieniu. Oznacza to, że powinniśmy się zgodzić, iż do moralnych obowiązków katolika nie należy zajęcie określonej postawy w referendum. Decyzja – zarówno na „nie”, jak i na „tak” – będzie decyzją obywatelską, a nie religijną. Tylko takie rozstrzygnięcie daje szansę sprowadzenia sporu (i związanych z nim silnych napięć wewnątrz Kościoła) z poziomu religijnej ortodoksji do właściwego im poziomu bieżącej polityki.
EKONOMIA – PRZESTRZEŃ DLA ŚWIECKICH
Zanim przystąpimy do omówienia perspektywy ewangelizacji nakreślonej przez Jana Pawła II, skoncentrujmy się nad perspektywami ekonomicznymi obecności Polski w Unii Europejskiej. To przede wszystkim nad nimi będziemy się zastanawiać w czasie referendum. Analiza korzyści i strat ekonomicznych jest domeną katolików świeckich. W sprawach rzeczywistości ziemskiej mogą oni mieć swoje własne zdanie: przyjmować różne strategie integracji ekonomicznej Europy, decydować o czasie takiego zjednoczenia (niekoniecznie w 2004 roku), nie zgadzać się z konkretnymi rozwiązaniami wypracowanymi przez rząd w negocjacjach z krajami Unii Europejskiej.
Dyskusja świeckich katolików dotycząca spraw ekonomicznych związanych z wejściem Polski w struktury Unii byłaby śmieszna, gdyby nie poruszała żadnych problemów, sprzeczności, zagrożeń, obaw, wobec których nie można przejść obojętnie, a nawet trzeba się jakoś zabezpieczyć – postawić warunki gwarantujące szansę ekonomicznego rozwoju. Bardzo często ta wewnątrzkościelna dyskusja łatwo przeradza się w demagogię, zarówno pro-, jak i antyeuropejską, z tej racji, że w strukturach władzy nie ma wystarczającej liczby chrześcijan, zarówno kompetentnych w sprawach ekonomicznych, jak i kierujących się nauką Kościoła. Mało tego, w okresie najważniejszych negocjacji politycy i eksperci cieszący się zaufaniem katolików nie zostali włączeni w proces wypracowania możliwie najlepszych warunki przystąpienia Polski do UE. Warunki te wciąż nie są do końca znane, a w niektórych kwestiach być może nawet pozostaną nieznane opinii publicznej we wszystkich szczegółach.
Jeżeli Kościół przez swoich hierarchicznych przedstawicieli weźmie oficjalnie udział w tym ekonomicznym sporze jako zaangażowany partner albo jednoznaczny przeciwnik, choćby z tego jednego względu narazi się na ośmieszenie. Bez bardzo precyzyjnych danych, np. o stanie gospodarki, długoterminowej strategii ekonomicznej Polski itp., nie można przecież kompetentnie się wypowiadać i wspierać nieznanych działań swoim autorytetem. Dlatego tak bardzo ważne jest, aby biskupi i kapłani nie mieszali Kościoła do tych rozstrzygnięć. Ani biskup Pieronek, ani ksiądz Rydzyk nie są kompetentni do wypowiadania się o korzyściach lub stratach ekonomicznych związanych z przystąpieniem Polski do Unii. Natomiast katolicy świeccy, kompetentni w swoich dziedzinach, powinni publicznie wypowiadać swoje zastrzeżenia i poglądy. Problemem partii politycznych, a nie Kościoła, jest przekonanie ich do poparcia lub odrzucenia umów akcesyjnych.
Dokonująca się obecnie integracja to konkretne decyzje ekonomiczne, dotyczące wielu dziedzin życia, nie zaś ustalanie wspólnej aksjologicznej wizji. Wizja, którą chcemy jako Kościół zrealizować, może być naprawdę piękna, ale cóż z tego, gdy kompetentny świecki katolik pracujący od lat w danej branży wie, że przyjęcie konkretnego dokumentu akcesji Polski do Unii oznacza np. upadek rybołówstwa lub przemysłu stoczniowego? Czy ma się wypowiedzieć za wspólną Europą – szanującą tożsamość kulturową wszystkich narodów, tworzącą dobrodziejstwo wspólnego rynku, realizującą idee braterstwa itp. – i w imię tej deklaracji głosować „za”, czy raczej ma stanowczo domagać się innych rozwiązań (bardziej bezpiecznych dla kilkuset tysięcy ludzi, pracujących na rzecz konkretnego przemysłu) i od ich spełnienia uzależnić oddanie pozytywnego głosu? Z kolei inny katolik może bardziej wziąć pod uwagę ogólne korzyści gospodarcze i cywilizacyjne wynikające z członkostwa Polski w UE, a nie tylko interesy jednej branży, która i tak może być nieuchronnie skazana na poważne reformy. Spór między tymi dwiema postawami może być bardzo ostry, ale nie wolno dopuścić, by pomiędzy ich zwolennikami wyrastały mury natury religijnej.
Ważne, że to świecki katolik – dobrze znający daną dziedzinę gospodarki – może ocenić, czy konkretna umowa jest korzystna albo przynajmniej na tyle korzystna, że pozwala mu w sumieniu głosować „za”. Żaden głos kapłana, nawet biskupa, nie jest tutaj przekonujący, bo chodzi zawsze o czyjeś sprzeczne interesy, o które się najczęściej zaciekle walczy, ponieważ dotyczą one dużych pieniędzy, miejsc pracy, zwiększenia obszarów władzy; często są one związane z bezwzględną konkurencją ekonomiczną, w której nie liczą się zasady solidarności.
EWANGELIZACJA W EUROPIE
Ponieważ zwolennicy wejścia do Unii mają u nas przewagę, Polska prawdopodobnie do UE wejdzie. Kościół w Polsce musi się więc, zgodnie z wolą Jana Pawła II, poważnie przygotować do udziału w ewangelizacji współczesnej Europy. Kościół może być podzielony głosami katolików opowiadającymi się za lub przeciw wstąpieniu do Unii, ale musi być zjednoczony wokół zadania ewangelizacji mieszkańców naszego kontynentu. Zachowa jedność, jeżeli będzie czuł się wspólnotą zgromadzoną nie wokół politycznych (narodowych czy federacyjnych) koncepcji państwa, ale wokół wspólnych wartości religijnych: wokół Chrystusa i danej przez niego misji głoszenia Ewangelii. Osiągnięcie tak rozumianego zjednoczenia jest zadaniem biskupów i kapłanów. Jeżeli ewangelizacja ma być skuteczna i wydać owoc w postaci przemiany ludzkich serc, a następnie przemiany kultury życia, to nie może być ideologią podporządkowaną jakiejś opcji politycznej, partii realizującej swoje własne cele. Zwolennicy Unii nie mogą mówić, że Duch Święty poprzez proces ekonomicznej integracyjny dokonuje zjednoczenia narodów w jedno, zgodnie z zamysłem Boga, a Bank Centralny we Frankfurcie, zarządzający wspólną monetą, jest głównym narzędziem tego Boga. Przeciwnicy integracji nie mogą uczyć, że działanie Ducha Świętego objawia się w postawie Ślimaka czy Drzymały. Chrześcijaństwo ma służyć Bogu, a nie umocnieniu jakiegoś politycznego bytu.