Podczas liturgii przez jej moc sakralną zostajemy postawieni w punkcie, w którym wieczność krzyżuje się z czasem i w którym stajemy się rzeczywiście współcześni wypadkom biblijnym od Stworzenia aż do Paruzji. Niebo zstępuje i człowiek jednoczy się z chórem aniołów, by godnie spotkać Przychodzącego Więź, 1/2006
Język inkluzywny z założenia chce być wrażliwy na równość i godność każdej osoby ludzkiej, mężczyzn i kobiet. Zakłada się tu, że historyczne zjawisko dyskryminacji kobiet w Kościele znalazło odzwierciedlenie w języku liturgicznym. Tymczasem zdaniem np. Kongregacji Kultu Bożego teksty świętej liturgii nie zawierają takiej dyskryminacji („Liturgiam authenticam”, nr 29), a domaganie się języka inkluzywnego w liturgii uważane jest za uleganie modom czy ideologiom, zwykle nieprzyjaznym Kościołowi.
Debata wokół języka inkluzywnego jest tylko częścią dużo szerszego – i zasadniczego – sporu o zasady tłumaczenia oryginalnych, łacińskich, tekstów liturgii na języki narodowe, który wstrząsnął już obradami Soboru Watykańskiego II. Najogólniej mówiąc, możliwe są dwie metody przekładania tekstów liturgicznych: „zgodności formalnej” (formal correspondence) i „dynamicznego ekwiwalentu” (dynamic equivalence) .
W koncepcji „zgodności formalnej” akcentuje się konieczność tłumaczenia jak najbardziej dosłownego. Można by powiedzieć, że tutaj ideałem jest taki przekład, który – z kolei przełożony na język łaciński – jota w jotę będzie zgodny z oryginałem. W tej koncepcji najważniejsze są słowa i pragnienie jak najwierniejszego oddania ich znaczenia. Tymczasem w koncepcji „dynamicznego ekwiwalentu” istotne jest znaczenie i przesłanie wiary, jakie kryje się za konkretnymi słowami, a nie same słowa. W tłumaczeniu chodzi o wierne oddanie w języku narodowym nie tyle słów, ile orędzia poprzez użycie równoważnych (equivalent) komponentów językowych, które są znane odbiorcom liturgicznego przesłania. Oznacza to, że ten rodzaj tłumaczenia korzysta – na ile to możliwe – z wartościowych słów, wyrażeń idiomatycznych, przysłów i lokalnych obrazów konkretnej kultury lokalnej. W ramach tej koncepcji nie sposób wyobrazić sobie, aby „powrotny” przekład tłumaczenia na łacinę pokrywał się jota w jotę z oryginałem.
Zilustrujmy to konkretnymi przykładami i pytaniami: Czy święty język Kościoła Zachodu – łacina – ma być uważany za taki w lokalnych Kościołach Indii obszaru języka hindi? Czy ideałem śpiewu liturgicznego dla każdego Kościoła lokalnego ma być chorał gregoriański, związany z kulturą Kościoła Zachodu, czy też Kościoły lokalne innych kultur i języków – np. Kamerunu, których członkowie należą do ludów Bashi, Banyarwanda i Barundi – mogą darować sobie ten chorał, trzymając się własnych tradycji muzycznych? Stanowiska opowiadające się za koncepcjami „zgodności formalnej” i „dynamicznego ekwiwalentu” różnie odpowiadają na te pytania, a ważne jest, że pierwsza koncepcja wyraźnie bliższa jest np. Kongregacji Kultu Bożego, z kolei druga – wielu biskupom, szczególnie Kościołów lokalnych tzw. Trzeciego Świata.