W sporze o lustrację trzeba dziś stanąć po stronie prawdy i sprawiedliwości oraz potępić zło, nie potępiając jednak człowieka. Prawda i miłosierdzie nie muszą ze sobą konkurować. Pomimo politycznych gier i medialnego szaleństwa można w tym hałasie pozostać normalnym człowiekiem… Więź, 10/2006
Z drugiej jednak strony trzeba pamiętać o tym, że lustracja może dotknąć bardzo wiele środowisk. Tym samym pojawia się szansa, by każde z tych środowisk swoim postępowaniem tworzyło przykłady postaw, w których dążenie do poznania prawdy łączy się z poszanowaniem prawa osoby oskarżonej do obrony i złożenia wyjaśnień. Można przecież jednocześnie przyjąć trudną prawdę i nie odrzucić człowieka, który dał się złamać…
Szczególna rola przypada tu Kościołowi. Jak już wielokrotnie pisaliśmy na tych łamach, to właśnie Kościół powinien wnieść do tego sporu język zarazem wymagający i wyrozumiały – jest wszak „ekspertem” od ludzkiego grzechu i podnoszenia się zeń. Żeby być wiarygodnym głosem sumienia w debacie lustracyjnej, trzeba jednak umieć mądrze uporać się – w zgodzie z głoszonymi zasadami – z lustracją we własnych szeregach.
Dlatego tak wielką wagę będzie miała, pionierska i unikalna jak na razie, książka przygotowywana przez ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Dzięki wcześniejszym sporom autora z kard. Stanisławem Dziwiszem, książka zapowiada się na ważne wydarzenie – nie tylko jako medialna sensacja zawierająca nazwiska księży-agentów, ale jako owoc gruntownych badań, z uwzględnieniem także wyjaśnień samych zainteresowanych. Napisałem „dzięki sporom”, albowiem w tej sprawie wyraźnie doszło najpierw do zderzenia „logiki ujawniania” z „logiką niekrzywdzenia”. Dawny kapelan nowohuckiej „Solidarności” wykazał się godnym podziwu uporem i stanowczością w dążeniu do realizacji zamiaru ujawnienia prawdy o bolesnej przeszłości. Jego biskup natomiast dopominał się, początkowo także środkami administracyjnymi, o poszanowanie dobrego imienia oskarżanych księży, o nawiązanie z nimi dialogu. Z jednej strony chodziło o prawdę, z drugiej o miłosierdzie. Zamiary księdza Tadeusza zostały rozsądnie utemperowane, kardynał zaś – pod wpływem swego podwładnego – dokonał znamiennej ewolucji w swoim stanowisku. Mam nadzieję, że ostatecznym owocem sporu będzie powiedzenie prawdy w miłości…
Podczas prac nad materiałami SB dotyczącymi ks. Michała Czajkowskiego nabrałem przekonania, że nawet jeśli wierzę esbeckim materiałom, to im nie ufam. Wierzę – gdy po weryfikacji okazuje się, że są nie tylko autentyczne, ale i prawdziwe. Nawet jednak, gdy uznaję, że przekazują one obraz prawdziwy – nie ufam im, bo wiem doskonale, że jest to zaledwie wycinek rzeczywistości, także maleńki wycinek życia danego człowieka. Nie ufam tym aktom, bo wiem, że celem, dla którego je sporządzano, była bezwzględna walka o utrzymanie totalitarnego reżimu – walka z Kościołem, z opozycją polityczną, z wszelkimi przejawami niezależności w społeczeństwie.
Przeciwnicy lustracji mówią czasem o zwycięstwie SB zza grobu, bo – pomimo upadku komunizmu – otwieranie akt bezpieki rodzi nowe ostre podziały w społeczeństwie, w Kościele, nawet wewnątrz zgromadzeń zakonnych. Tak jednak nie musi się dziać. Bardzo wiele zależy od naszego podejścia do ujawnianych dokumentów, od sposobu, w jaki je wykorzystamy. W sporze o lustrację trzeba dziś stanąć po stronie prawdy i sprawiedliwości oraz potępić zło, nie potępiając jednak człowieka. Prawda i miłosierdzie nie muszą ze sobą konkurować. Można ujawniać i jednocześnie nie krzywdzić. Pomimo politycznych gier i medialnego szaleństwa można w tym hałasie pozostać normalnym człowiekiem…
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
» | »»