Muzykę Mozarta” zalicza Barth do kategorii łaski i daru: Bóg, kochając człowieka, upiększa świat elementami, które nie są nośnikami zbawienia, lecz sprawiają radość, przyjemność, przynoszą pocieszenie, pomagają w odbiorze objawienia. Więź, 11/2006
Mimo doskonałej znajomości twórczości Mozarta, samemu kompozytorowi poświęcił Balthasar tylko dwa teksty: „Wyznawanie Mozarta” oraz „Tercet pożegnalny”. Ten ostatni zawiera skrócony program Balthasarowskiej teoestetyki. „Masońska” symbolika „Czarodziejskiego fletu” służy jako odniesienie do starotestamentowych przedstawień Mądrości, a równocześnie do prezentacji piękna jako „przemożnej i porywającej manifestacji wspaniałości Boga w świecie i historii”, jako odbicia pierwotnej Bożej chwały, będącej jego źródłem. Piękno jest więc swego rodzaju epifanią, Bożym objawieniem. A muzyka Mozarta pozwala każdemu człowiekowi doświadczyć transcendencji Boga. Nie ma w niej nic z elitarności, jest dostępna każdemu, zarówno melomanom, jak i zupełnie przypadkowym słuchaczom – jak dostępny każdemu jest Bóg, objawiający się w pięknie. Można więc dopatrzyć się tu ujęcia dialektycznego, podobnie jak w dalszej refleksji, że muzyka ta jest granicą i łącznikiem pomiędzy tym, co może być powiedziane a niewypowiedzianym, pomiędzy Bogiem a człowiekiem, Stworzycielem i stworzeniem, doczesnością i wiecznością.
Pokrewne dialektycznej myśli Bartha jest Balthasarowskie porównanie świata do orkiestry symfonicznej, a Boga do dyrygenta, będącego zarazem kompozytorem, twórcą symfonii. Nie sposób było pominąć tu Mozarta, mistrza, któremu udaje się połączyć w jednej orkiestrze brzmienie różnych instrumentów w taki sposób, aby zaistniała harmonia wszystkich głosów, a jednocześnie każdy z instrumentów pozostawał rozpoznawalny i zachował swoją autonomię. W taki harmonijny sposób funkcjonuje świat po Wcieleniu. Dopóki nie było dyrygenta, muzycy stroili instrumenty, ale trudno to było nazwać kompozycją. Dopiero po podaniu wzorcowego dźwięku, po odniesieniu się do tajemnicy Wcielenia i pod Bożą batutą orkiestra może wykonać Bożą symfonię, w której ujawnia się zarówno jedność kompozycji, jak i pluralizm stworzenia (instrumentów). Na początku wszyscy stoją i siedzą obok siebie, obcy i niewolni od sprzeczności. Nagle, gdy zaczyna się gra, uświadamiają sobie, jak się scalają. Nie w unisono, lecz, co jest o wiele piękniejsze, w symfonii. W muzyce Mozarta łączy się też protologia z eschatologią, dzięki niej słyszalny staje się hymn stworzenia sprzed upadku i stworzenia zmartwychwstałego w czasach ostatecznych, w którym cierpienie i wina są nieobecne (...) zostały już zwyciężone, już teraz przemienione.
I Ratzinger, i Küng
Ani u teologa ewangelickiego, ani u katolickiego nie pojawiają się elementy idolatrii muzyki czy deifikacji kompozytora. Obaj podkreślają, że celem muzyki nie jest wskazywanie na samą siebie i na twórcę, lecz na rzeczywistość pozamuzyczną, wyższą. Balthasar myśl tę ujmuje stwierdzeniem, że muzyka informuje o boskości. Wskazując na źródło poza sobą, równocześnie wyraża to źródło w sobie, ponieważ promienieje światłem piękna pochodzącego od Boga.