Hiszpania przestała być krajem katolickim – stwierdził w 1931 roku premier tego kraju Manuel Azaña. Wówczas było to przesadą lub co najwyżej bardzo ambitnym politycznym planem. Dziś jednak wielu mogłoby się pod takim zdaniem podpisać – tak jakby nagle, po 70 latach, te słowa nabrały aktualności. Wieź, 12/2006
NA ROZDROŻU
Hiszpania weszła na drogę demokracji pokojowo, zapominając na jakiś czas o przeszłości. Zmiana ustrojowa wymagała odłożenia na czas nieokreślony wyrównywania rachunków z czasów wojny i dyktatury. Odradzająca się lewica odrzuciła antyklerykalizm, a Kościół poparł zmiany i przyczyniał się do tworzenia atmosfery wzajemnego poszanowania i solidaryzmu.
Po upadku dyktatury religijność Hiszpanów nie załamała się od razu. Erozja tej części społeczeństwa, które jeszcze było katolickie, następowała powoli. Koniec reżimu frankistowskiego musiał być nie tylko szokiem ustrojowym, ale i religijnym. Katolicki sztafaż reżimu nagle przestał obowiązywać. Wydaje się, że sytuacja zmuszała do refleksji nad postawą wobec religii. Ci, którzy nie wierzyli od dawna, a których Franco bezskutecznie próbował nawrócić, wreszcie mogli swobodnie głosić swoje poglądy. Wbrew pozorom, takich ludzi było niemało. Z drugiej strony, najstarsze pokolenie, którego katolicyzm był starszy niż frankizm, prawdopodobnie nie miało trudności z samookreśleniem. Przed wychowanymi w reżimie i uznającymi się za katolików stanęło pytanie o to, czym miał być od tej chwili ich katolicyzm. Czy można pogodzić lewicowe poglądy z wiernością Kościołowi? Jak odnaleźć się w świecie pluralizmu ideologicznego i światopoglądowego? Szybko okazało się, że wypływających z katolicyzmu wartości trzeba bronić. Z czegoś oczywistego i zewnętrznego katolicyzm musiał stać się wewnętrzny i świadomie wyznawany. Było to zadanie coraz trudniejsze.
Taka sytuacja mogła powodować stopniowe odchodzenie od Kościoła. Nie działo się to w sposób spektakularny, ale z biegiem lat zaczęło się to przejawiać zarówno w statystykach, jak i w zwykłej codziennej obserwacji. Co jednak mają z tym wspólnego młodzi Hiszpanie? Przecież to właśnie pokolenie urodzone już w demokratycznej Hiszpanii „zaniża” statystyki wierzących i praktykujących oraz zasila szeregi zdeklarowanych ateistów. Dlaczego młodzi Hiszpanie uciekają od Kościoła?
Jak zwykle, w takich kwestiach trudno generalizować. Nie ulega jednak wątpliwości, że wśród młodych ludzi dużą popularnością cieszą się poglądy lewicowe. Oznacza to w ostatnich latach pewnego rodzaju fascynację osobą obecnego premiera José Zapatero i rządami socjalistów. Chociaż zainteresowanie polityką nie jest w zasadzie duże (aż 75% młodych Hiszpanów w ogóle nie ufa politykom), lewica może pociągać tworzoną przez siebie wizją postępu, sprawiedliwości, równości, wreszcie – nowoczesności. Kościół do niej zdecydowanie nie pasuje, a nawet przeszkadza w jej realizacji. Jak wynika z badań, młodzi krytykują Kościół za jego „nadmierne bogactwo”, a także w zdecydowanej większości uważają go za instytucję skrajnie konserwatywną. Nie uważają go też za autorytet, zaś niska kultura historyczna sprawia, że frankizm i Kościół wydają im się jednym. A to już przecież przeszłość.