Zapach krwi

Na wojnę w Libanie jechałem nie tyle w poczuciu zawodowego obowiązku – chciałem ją zobaczyć, dotknąć jej. Nie tylko dlatego, że od lat interesuję się Bliskim Wschodem i los tego kraju nie jest mi obojętny. Gdzieś na dnie duszy odezwały się pragnienia, by wyjść poza kondycję mieszkańca stabilnej Europy Środkowej... Więź, 3/2007




Kolejnym stopniem w wojennym chrzcie we krwi staje się widok masowych zniszczeń. Nie jednego mostu, ale dzielnic leżących w gruzach. W Hared Hreik, gdzie mieściła się kwatera główna i telewizja Hezbollahu, nie ma domu, który nie zostałby uszkodzony, a co trzeci jest zburzony. To już nie moc kilku rakiet, jak na moście w Fidar, ale cała potęga współczesnej wojny. Każdy wybuch, każda chmura dymu obserwowana z dystansu ma tu swój odpowiednik w zawalonych ścianach, dymiących jeszcze gruzach, porozrzucanych na pobojowisku lalkach, książkach do nauki angielskiego (gdzie są dzieci, które z nich korzystały?), sportowych butach (gdzie są młodzieńcy, którzy je nosili?), zdjęciach z albumów (gdzie są pokazane na nich rodziny?). Ludzie, którzy przyszli oglądać ruiny, milczą. Co można powiedzieć? Jakimi słowami oddać uczucia? Człowiek jest tu mały; bardzo mały wobec ogromu zniszczeń. Doświadcza własnej kruchości aż do bólu. Teraz, kiedy jest już nikim czas na ekstazę. Szok. Ból. Przerażenie. Oczyszczenie.

***


Germańscy wojownicy wprowadzali się przed bitwą w stan „nieludzki”, wchodzili w przestrzeń zawieszenia między bytem a niebytem. Patrząc na śmierć, zadając ją i doświadczając jej, utożsamiali się z nią samą. Marguerite Yourcenar w swoich genialnych „Pamiętnikach Hadriana” opisywała młodego cesarza, gdy na północnej rubieży cesarstwa toczył boje z Sarmatami. Nieprzewidywalność tych starć, ciągłe życie w siodle, nieustanna walka wprowadziły go w trans, w którym sam stawał się naraz Sarmatą, który ginie, i mieczem, który zadaje mu śmierć. To, czy miałby zabijać, czy samemu ginąć, stawało się obojętne. Świat niknął we mgle, zastąpiło go doświadczenie pierwotniejsze niż samo życie. Hadrian dopełnił misterium.

W Libanie tajemnica przyszła w zbombardowanym domu, gdzie ratownicy wyciągali ciała zabitych. W zwykłej zapyziałej dzielnicy, jakich pełno na Bliskim Wschodzie.

Twarze wokół: przerażenie, ból, nienawiść, miłość, rozpacz. A w dole przemielona eksplozjami materia, która była do niedawna sześciopiętrowym blokiem. Bulgotanie, dym unoszący się nad rumowiskiem. I zapach. Ziemi zmieszanej z wodą z przerwanych rur kanalizacyjnych, gazem. Pyłu. Potu ratowników. Krzyki, modlitwy. Wzrok, słuch, zapach – wszystkie zmysły są atakowane przez horror. Odnajdują ciała, jedno, drugie, kolejne, w sumie czterdzieści.

Matka zmiażdżona betonowymi ścianami, niemowlę z szeroko otwartymi ustami, może dwunastoletni chłopak z wyrwanymi jelitami i głową spłaszczoną od uderzenia belką. Mężczyzna skręcony w ostatnim odruchu obronnym ciała. Ludzie wymiotują, najpierw zakrywają twarze maskami i koszulami, a potem wskakują do dołu śmierci, by pomagać wydobywać ciała. Nie ma już racjonalnych odruchów, zasad. Nie sposób stamtąd odejść, oczy same kierują się ku ofiarom. Co się wtedy czuje? Wszystko. Współczucie, nienawiść do Żydów – że to zrobili, do Hezbollahu – bo to przez nich, do Libanu – że tu w ogóle jestem, przerażenie, obojętność (to nie moja wojna). Tamy puściły. Potem dużo alkoholu i kompletne wyczerpanie organizmu. Na drugi dzień wstaje się innym człowiekiem. Wszystko jest niby takie samo, ale stygmat wojny pozostaje. Misterium zostało spełnione.

***


Później, na południu Libanu, już w strefie walk, widziałem jeszcze więcej zabitych, jeszcze straszniejsze zniszczenia, sam wpadłem pod ostrzał artylerii i mogłem podzielić los ludzi w gruzowiskach bejruckiego bloku. Ale to już było po wtajemniczeniu. Lęk, współczucie miały inny wymiar. Sto trzydzieści ciał, w większości rozkładających się, które żołnierze ładowali w kostnicy w Tyrze do prostych trumien z dykty, nie porażało. Trzeba było tylko zapalić papierosa, by nie czuć ich zapachu. I nie była to obojętność, ale naznaczone głębokim doświadczeniem przeświadczenie, że ta inna strona życia – świat demonów – jest trwałą częścią naszej egzystencji. Ludzie zawsze będą zabijać. Lubią to robić.

***


Andrzej Talaga – ur. 1965. Dziennikarz, szef działu opinii „Dziennika”. Specjalizuje się w problematyce Bliskiego Wschodu. Przez dwa tygodnie relacjonował wojnę w Libanie. Publikował m.in. w „Rzeczpospolitej”, „Życiu”, „Newsweeku”, „Nowym Państwie” i „Więzi”. Mieszka w Warszawie.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...