Jedni zastanawiają się, po co w ogóle opublikowała swoją książkę, zarzucają jej przeakcentowywanie swojej roli w życiu papieża. Inni zachwycają się odwagą jej wyznań i tym, że wreszcie pojawiła się kobieta u boku Jana Pawła II i odsłoniła jego ludzkie oblicze... Więź, 8-9/2009
Tę wewnętrzną sytuację dr. Półtawskiej ilustruje opisane przez nią w Beskidzkich rekolekcjach spotkanie z ks. Tadeuszem Fedorowiczem w Laskach, do którego jedzie po radę i pomoc 12 listopada 1978 roku. Żeby w pełni zrozumieć ciężar gatunkowy tej rozmowy, trzeba wiedzieć, że ks. Fedorowicz był osobą, która po jej powrocie z obozu dała jej duchową pomoc, pokierowała jej powołaniem – wyborem studiów i małżeństwa.
To on również zwrócił jej uwagę na młodego ks. Wojtyłę jako ewentualnego kierownika duchowego w Krakowie. Ks. Fedorowicz od lat pięćdziesiątych był spowiednikiem i bliskim przyjacielem ks. Wojtyły – i to właśnie jego, z kolei, polecił pani Wandzie Jan Paweł II jako duchowego opiekuna po swoim wyborze na papieża (obok drugiego swojego przyjaciela, ks. Mariana Jaworskiego, obecnie emerytowanego metropolity lwowskiego, zwanego w książce „Mariankiem”). Oto notatka dotycząca tego spotkania:
Usiłowałam porozmawiać z księdzem Tadeuszem, właściwie po to przyjechałam do Lasek – po pomoc, po radę i pociechę. Ale nie dostałam tego. Powiedział bardzo twardo: „No to co, że cię boli, to nikogo nie obchodzi, przyjaźń nie potrzebuje bliskości”. Potem dodał: „Pan Bóg cię rozpuścił, bo ci go dał” i kazał spalić wszystkie moje notatki i Twoje listy. Ale powiedział to poza spowiedzią i nie spalę ani jednego Twojego słowa. O Tobie powiedział, że „odrzuciłeś wszystko i wszystkich, oddając się Chrystusowi”. Ale mimo wszystko poprosiłam go o spowiedź (s.370).
Pani Wanda Półtawska nie rozumiała wówczas, że duchowa przyjaźń, czy nawet miłość, nie potrzebują fizycznej bliskości – dlatego walczy o wewnętrzne rozumienie swojej obecności przy boku, teraz już, papieża Jana Pawła II. „Obudziłam się z poczuciem samotności – ja i Bóg, i nie ma pośrednika!” (s. 376). Pisze do niego listy, nie wiemy jakie i ile – bo ich nie publikuje. Wiemy jednak, że musiało ich być kilka między końcem listopada a Bożym Narodzeniem 1978, jeśli Jan Paweł II w liście pisanym do niej w Wigilię – mimo tego, że pani Półtawska cały grudzień i święta spędza w Watykanie – pisze, że przeczytał wszystkie jej listy:
Dziś jest Wigilia Bożego Narodzenia. Razem usiądziemy przy stole, razem będziemy śpiewali kolędy, będziemy się łamać opłatkiem i składać sobie życzenia. Ponieważ nie wszystko można w tych życzeniach wypowiadać, więc piszę. Piszę, odpisując poniekąd na listy, które od Ciebie otrzymałem w ostatnim okresie (s. 377).
Wszystko to działo się w pierwszych tygodniach pontyfikatu Jana Pawła Wielkiego, kiedy zmagał się w modlitwie i działaniu z rozumieniem swojego wielkiego wybrania i z wizją Kościoła XXI wieku, który przyszło mu kształtować. W takim właśnie momencie jego przyjaciółka zmagała się z pytaniem, kim ona ma przy nim być i jak nie stracić tego wsparcia, które je dawał przez wcześniejsze dwadzieścia lat. Po kilku miesiącach Jan Paweł II znajduje rozwiązanie, które umożliwia dr. Półtawskiej kilkakrotne w roku przyjazdy do Rzymu, nie cofa swojego duchowego kierownictwa i obiecuje nadal, jak dotąd, czytać jej notatki[1].
Na tym kończy się opis relacji, druga część książki składa się bowiem z sentymentalnych opisów miejsc biwaków nad Wisłokiem, które przez lata razem odbywali i do których aż do dziś Wanda Półtawska pielgrzymuje po duchowe wsparcie i po to, by wspominać.
[1] List Jana Pawła II z 5 stycznia 1979 r. w sprawach kierownictwa duchowego, „funkcji eksperta”, którą ma nadal pełnić dr Półtawska, oraz w sprawach przyjazdu do Rzymu znajduje się na stronach 382-383 Beskidzkich rekolekcji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.